Poprzedni odcinek odkrył wiele wad tego serialu. Można było zacząć się zastanawiać czy twórcy dobrze zrobili, tytułując ten serial jako Syn Zorna, a nie Przygody Zorna. Johnny Pemberton nie jest zły w roli syna wojownika z Zephyrii. To nie jest anonimowy aktor, prezentuje przyzwoity warsztat i świetnie odnajduje się w komedii, ale niekwestionowaną gwiazdą jest i będzie Zorn. Kiedy poprzednim razem zajmowaliśmy się miłosnymi problemami chłopaka, to jak zawsze uśmiech na naszej twarzy pojawiał się tylko wtedy, kiedy akurat na ekranie był Zorn i jego wybuchowy temperament. War in the Workplace pokazał nam po raz kolejny świetnego i zwariowanego Zorna, ale też wreszcie zbudował postać tytułowego syna. Zaczęło się dość banalnie, bo po miłosnych rozterkach przyszedł czas na kolejny, życiowy i szkolny problem. Brak akceptacji ze strony rówieśników i tolerancji wobec inności. Ojcowie są różni, dobrze o tym wiemy. Niektórzy mają tatę lekarza, a inni sklepikarza. Mogą być z nich mniej lub bardziej dumni, ale nikt nie ma ojca z animowanej krainy Zephyria. Kreuje to bardzo ciekawy wątek z odmiennością. Niby wszyscy traktują animowanych przybyszy normalnie, ale gdzieś w czeluściach ludzkiej przyzwoitości pojawia się dystans. Zorn ponownie daje atrakcyjny pokaz swoich charyzmatycznych umiejętności, i to w swoim miejscu pracy, tworząc prawdziwą wojnę z innym współpracownikiem. Wreszcie ten specyficzny humor mógł zabłysnąć, tak jak w pamiętnej scenie z pierwszego odcinka, gdzie Zorn ukatrupił gryfa i to bez mrugnięcia swoją wielką brwią. Przy okazji pierwszej recenzji wspominałem, że warto poświęcić więcej czasu wątkowi w jego miejscu pracy. Wreszcie to wykorzystano i jest to strzał w dziesiątkę. Kiedy Zorn wciela się jednocześnie w rodzica i pedagoga, dostajemy naprawdę przyjemne i pełne humoru sceny. Tym razem nawet reszta rodziny próbowała wspólnie pomóc Alanowi, co doprowadziło do zabawnych perypetii. Ten poradził sobie jednak sam z szkolnym oprawcą, który tak okrutnie się z niego naśmiewał. Odkrywamy zatem jego sekret, który ostatecznie pozwala nam zaakceptować go jako syna Zorna i tytułową postać serialu. I to wszystko dzięki temu, co skrywa pod swoimi... spodniami. Tym razem było dużo lepiej niż w poprzednim tygodniu. Zorn wreszcie zaprezentował humor z pierwszego odcinka i dał sporo rozrywki. Jeżeli każdy epizod będzie iść w podobną stronę i rozwijał bohaterów, to ten eksperyment naprawdę może się udać.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj