Finał zaczyna się dokładnie tam, gdzie skończył się poprzedni odcinek. Kolejno rozgrywające się wydarzenia zawierają element nieprzewidywalności - o ile w dziewiątym odcinku twórcy popisali się głupotą pozwalając gladiatorom uciec na Wezuwiusz, o tyle w finale udało się uniknąć, aż tak rażących wpadek. I dobrze, bo po hicie stacji Starz oczekuje się przecież wysokiego poziomu.

"Wrath of the Gods" nie zaskakuje, ani nie jest specjalnie odkrywcze - oglądamy podziały w szeregach buntowników, które okupione są ofiarami i dramaturgią. Szczególnie przekonująco wypada śmierć towarzyszki Spartakusa. W ucho wpadała muzyka, która świetnie pasuje do nastroju rozgrywanych wydarzeń. Ważnym elementem było ograniczenie przemów głównego bohatera, z czasem już nużącymi, tym razem udzielano mu głosu w najważniejszych momentach, a częściej przemawiał mieczem niż słowem, czyli tym do czego został stworzony - do bycia wojownikiem, gladiatorem. I tak to powinno wyglądać przez cały sezon, a nie tylko w ostatnim odcinku.

[image-browser playlist="603444" suggest=""]
© 2012 Starz. All Rights Reserved.

Kolejnym elementem godnym wzmianki jest postawa Ashura i jego pojedynek z Nevią. Cała scena stanowi kwintesencję tego, co najlepsze w Spartakusie: Zemście. Nie brakło jednak błędów. Bardzo dobrym posunięciem było wystąpienie ukochanej Kriksossa przeciwko podstępnej żmiji, ale jej zwycięstwo było bardzo irracjonalne. Powinna być raczej skrócona o głowę przez silniejszego Ashura, a nie pokonać go w bardzo wątpliwy sposób. Mimo tego uchybienia scenę należy zaliczyć na plus, bo miała jednak w sobie swój niepowtarzalny czar.

Mimo tych wszystkich dosyć melodramatycznych momentów druga część odcinka była zdominowana przez to, co stanowiło od początku o sile serialu – akcję i walkę. Dosyć przeciętnie wypada sam początek, czyli eskapada czwórki niepokonanych z Wezuwiusza, ale im dalej, tym lepiej. Krawawa jatka, która ma miejsce to uczta dla oka i ucha. Do tego dobrze znane slow motion - tym zdecydowanie nie można pogardzić. Aż do finałowego szturmu na rozpadającą się świątynie. Tam mamy przyjemność oglądać decydującą potyczkę między Spartakusem, a Glaberem, która jest okraszona bardzo dobrym dialogiem, który nie tylko świetnie pasuje do sceny, ale także bezbłędnie charakteryzuje te dwie postacie. Rozstrzygnięcie było z góry do przewidzenia, jednak styl w jaki ono zapadło jest niewątpliwie co najmniej przyzwoity. Tak samo i końcowa przemowa głównego bohatera, która podkreśla charakter sezonu, który był inny niż wszystkie dotąd.

[image-browser playlist="603445" suggest=""]
© 2012 Starz. All Rights Reserved.

W ostatnim epizodzie nie zabrakło także intryg. Tu w roli głównej, o dziwo, nie Ashur i nie Illithia, ale sam Gajusz Klaudiusz Glaber, który przechytrzył wszystkich. Nie było to wielkim zaskoczeniem, bo już od połowy sezonu wyrósł na drugiego Batiatusa, który w świecie knowań radzi sobie bardzo dobrze. Trochę szkoda pozostałej dwójki, która radziła sobie wcale nie gorzej, lecz zabrakło im w decydujących momentach nieco sprytu, jak i pozycji. Za te błędy przyszło im zapłacić, a jakże, nie czym innym, tylko własnym życiem.

We "Wrath of the Gods" zabrakło seksu, który dotąd był wszechobecny, ale nie było to jakąś wielką ujmą. Nie o tym miał być zresztą ten odcinek. Finał wykonał swoje zadanie. Miał zakończyć pewną historię i to zrobił. Otworzył nowe ścieżki fabularne. Trudno powiedzieć, czy będą one równie ciekawe jak obecne. Ostatni odcinek oglądało się tak jak cały sezon - po przyzwyczajeniu do nowego aktora, było to widowisko godne tego serialu. To prawda, było inne, niepozbawione błędów, nie każdemu mogło się podobać, ale jednak trzeba uczciwie przyznać, że stało na wysokim poziomie do jakiego nas twórcy serialu Starz przyzwyczaili.

Ocena: 7+/10

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj