Szybkie złapanie La'ka i Moll było raczej nieoczekiwane, ale to duża zaleta tego odcinka. Serial Star Trek: Discovery po słabszych epizodach odzyskał charakter i energię. W końcu coś się dzieje, mimo że centralna fabuła z odkrywaniem kolejnych wskazówek stanęła w miejscu i straciła wszelkie zalety. Fakt, że rasa Breen grozi wojną, jeśli La'k i Moll nie zostaną im oddani, pokazuje, że drzemie w tym potencjał na ciekawą końcówkę – szczególnie że niewiele o nich wiemy. Ten moment, gdy gigantyczny okręt wojenny pojawia się koło bazy kosmicznej, generuje poczucie prawdziwego zagrożenia. W porównaniu z nim Discovery wydaje się mikroskopijny. Tego typu historie – gdy negocjacje z agresorami są trudne, wymagające i niepewne – sprawiają, że zerkamy na Star Treka z innej perspektywy. Gdy Breenowie pojawiają się na pokładzie stacji, atmosfera staje się gęsta, a napięcie namacalne. W każdej chwili może się coś popsuć i dojdzie do tragedii. Nie wydaje się, by Federacja w obecnym stanie miała z nimi jakiekolwiek szanse. Nawet gdy pojawiają się kolejne statki bojowe, ich rozmiary i możliwości prezentują się wręcz mizernie. Te wydarzenia nas angażują, bo dostrzegamy w nich sens. Tego właśnie brakowało w kilku poprzednich odcinkach.
fot. materiały prasowe
Początkowo pomysł na Moll i La'ka był intrygujący, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Para jest zwyczajnie nijaka. Nie dostrzegam w niej krzty potencjału. Niestety twórcy popadają w skrajności w wątku romantycznym, co daje cringe'owy efekt. Próba ucieczki to momentami komedia. Moll walczy ze strażnikami z taką łatwością, że to aż śmieszne. Poza tym praca kamery jest tak okropna, że zwyczajnie źle się to ogląda. Do tego pomysł La'ka, który ostatecznie doprowadza do jego śmierci i komplikacji w relacji z Breenami, jest kuriozalny. Dostaliśmy parę skończonych głupców. Jeśli przez Moll w całą tę kabałę z groźną technologią włączą się Breenowie, to być może finał serialu będzie epicki i wybuchowy. Nie przeczę, że drzemie w tym potencjał, ale droga obrana przez twórców, delikatnie mówiąc, pozostawia wiele do życzenia. Scenarzyści podejmują decyzje, które miały wywołać emocje i zaangażować widzów, a przynoszą skutek odwrotny od zamierzonego. Ten odcinek pokazuje coś, czego wcześniej nie zauważyłem: Book jest irytujący! W poprzednich sezonach twórcy mieli na tę postać pomysł, który dobrze zagrał z rozwojem fabuły – nawet w kontekście związku z Burnham. Teraz (gdy wmówił sobie, że Moll jest jego rodziną) jego zachowanie jest irracjonalne i sprzeczne z wszelkim rozsądkiem, którym przecież kierował się w przeszłości. Nie jest to nawet sensownie wytłumaczone, a jedynie podkręcone do granic możliwości. Star Trek: Discovery tym razem zbudował ciekawą atmosferę i napięcie. Nie zabrakło wpadek (fatalna scena walki Moll), ale na tle poprzednich odcinków w końcu jest dobrze.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj