Star Trek: Picard proponuje odcinek w zupełnie innym klimacie. Wręcz można powiedzieć, że jest w tym trochę Ocean's 11, trochę kina przygodowego, a wszystko z dawką solidnie przedstawionego humoru. Wszystko przez decyzję o tajnej misji na Freecloud, podczas której Picard i spółka chcą wykupić Bruce'a Maddoxa. Sceny z omawianiem misji i przygotowywaniem przebrań to czyste złoto - trochę zabawy i humoru (Picard szarżujący jako francuski pirat), odpowiednie cyniczne reakcje Raffi, niewinność Elnora i wszystkie interakcje w tym momencie świetnie napędzają warstwę rozrywkową serialu. A do tego cała otoczka Freecloud jako takiego Las Vegas w świecie Star Trek na czele ze spamem, którym zaatakował załogę, to świetne pomysły i dobre wykonanie. Ciekaw jestem, jak fani Star Trek odbiorą 51-letnią Jeri Ryan powracającą do roli Siedem z Dziewięciu po prawie 20 latach. Jej obecność w tym odcinku to szczypta potrzebnej nostalgii. Siedem z Dziewięciu po latach ma w sobie cały czas tę siłę i pazur, jaki pamiętam z serialu Star Trek: Voyager, ale jednocześnie widać przemianę, dojrzewanie, emocje oraz wypalenie. Wyjaśnienie, czym zajmowała się przez ten czas, jest smutne, bo widzimy, że rzeczywistość zabrała jej coś, co było częścią jej człowieczeństwa. Jednak dzięki spotkaniu z Picardem, na chwilę powróciła, dając nadzieję bohaterowi i jego towarzyszom, że w galaktyce jest miejsce na litość. Choć tymczasowo, a sceny z jej zemstą i rzuceniem się na siepaczy gangsterki z dwoma fazerami to Siedem z Dziewięciu, jaką chciałoby się zawsze oglądać. Zaskoczeniem może być fakt niesamowicie obrazowej przemocy związanej z wątkiem bohaterki, której nie pamiętam w historii tego serialu - scena z wydłubywaniem oka jest zastraszająco brutalna. Nie jestem jednak przekonany, czy na pewno potrzebna - z jednej strony pokazanie tego usprawiedliwia motywacje Siedem z Dziewięciu, pozwala je zrozumieć, a nawet kibicować. Z drugiej strony, czy obrazowanie tego w tak dosłowny sposób nie jest przesadą? Bez sceny wydłubywania oka pod kątem emocjonalnym to wszystko działałoby tak samo. Wydaje mi się, że jest to zbyteczne w tym odcinku. Mam bardzo duży problem z wątkiem Raffi i jej syna. Ich wspólna scena jest tak dziwacznie... sztuczna. Wszystko odmierzone linijką co do milimetra, zgodne z każdym oklepanym schematem spotkania uzależnionej matki z pałającym do niej niechęcią synem. Przez to też nie wierzę w ukazane emocje, bo cała scena jest pasmem oczywistości i przewidywalności. Jasne, mówi widzom coś więcej o Raffi i tym, kim jest oraz z czym się zmagała, a sama interakcja z synem miała potencjał emocjonalny, ale wydaje się on totalnie zmarnowany. To tak, jakby ktoś sztucznie odgrywał określone rzeczy, ale nie ma w tym serca ani duszy.
fot. CBS All Access
+2 więcej
Innym problemem jest finał. Z jednej strony fantastycznie, że Picard otrzymał jakieś informacje od Maddoxa - dowiadujemy się, że naprawdę odpowiada za stworzenie Dahj i Soji oraz że wysłał je w określone miejsca, by odkryły prawdę. Intrygujące, bo z jego słów wynika, że mamy do czynienia z jakimś spiskiem na skalę galaktyczną, więc czymś więcej, niż do tej pory mogliśmy sądzić. Zabieg skuteczny, bo odpowiednio pobudza ciekawość na poszukiwanie odpowiedzi na rodzące się pytanie. Z drugiej strony przewidywalność wątku doktor Jurati jest aż bolesna. Twórcy kompletnie położyli zaskoczenie, jakie w tym momencie powinno być, gdy kamera pokazywała jej reakcje podczas rozmowy Picarda Maddoxem. Gdy wspomnimy jej spotkanie z czarnym charakterem, wszystko zaczyna nabierać sensu. Szkoda trochę, że ten moment zaskoczenia, który mógłby zadziałać, został tak spaprany, bo po jej reakcji kolejne kroki były po prostu za bardzo przewidywalne.  Cała kwestia doktor Jurati i Maddoxa, dwóch kompletnie innych historii, może pokazywać coś więcej o samej fabule Star Trek: Picard. Wygląda na to, że mamy dwie strony jednego medalu - Maddox nie widzi w Dahj i Soji niszczycieli, które mają dokonać jakiejś zagłady, ale Tal Shiar jak najbardziej chce temu przeciwdziałać. Pozostaje pytanie - która wersja będzie prawdziwa? Nie powiem, jest to intrygujące, a na razie odpowiedzi nie ma.  Star Trek: Picard utrzymuje dobry równy poziom, ale czuć, że pewne detale odcinka nie zadziałały tak dobrze, jak powinny. Kwestia Raffi oraz doktor Jurati trochę obniża ocenę, bo to skaza na naprawdę dobrym odcinku, w którym cała akcja w kosmicznym Las Vegas daje wiele satysfakcji. Normalnie ocena powinna zamknąć się w 7/10, ale... Siedem z Dziewięciu swoją obecnością, charyzmą i ciekawą historią zdecydowanie ją podwyższa.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj