Po nierównym pierwszym odcinku 2. sezonu Star Trek: Picard łapie wiatr w żagle. Jak dobrze jest?
2. odcinek jedynie pogłębia problem premiery 2. sezonu
Star Trek: Picard, bo wychodzi na to, że tamta ekspozycja była rzeczywiście niepotrzebnym zapychaczem, który nie ma żadnego znaczenia dla dalszych losów tej historii. Pojawienie się Q i jego nie do końca klarowne motywacje budują ciekawą nutkę tajemnicy i niepewności. Są sygnały, że z Q jest coś nie tak, na co wskazuje komentarz Picarda. Wiemy też, że podejmuje on grę z przyczyn być może zupełnie innych niż kiedyś.
Ponownie widzimy, że Q to po prostu świetna postać. John DeLancie czuje się w tej roli jak ryba w wodzie. Do tego świetnie się ogląda jego duet ze Stewartem, który działa na innej zasadzie niż tylko budowanie nostalgii. Mam jedynie nadzieję, że nie jest on tylko po to, by ruszyć tę historię i zniknąć na cały sezon. Jego pojawienie się tu i ówdzie może być ważnym punktem, który będzie mieć znaczenie dla warstwy rozrywkowej i fabularnej odcinka.
Terry Matalas był współtwórcą dobrego serialu
12 małp o podróżach w czasie. Wie, jak prowadzić ten motyw, by było ciekawie, emocjonująco i dynamicznie. Ten odcinek ma naprawdę dobre, szybkie tempo. Nie czuć, by w jakimkolwiek momencie niepotrzebnie zwalniało. Nawet gdy poznajemy tę nową alternatywną rzeczywistość zmienioną przez zabawę Q, jest interesująco, bo to jest odpowiedni moment, by przedstawić różne ciekawe pomysły na zmiany w życiu bohaterów. Oczywiście, zrobienie z Picarda totalitarnego generała mordującego dla zabawy ma w sobie pewien ładunek emocjonalny będący w kontrze do tego, kim Jean-Luc w istocie jest. Twórcy potrafią więc zaangażować nas w opowieść, bo choć bohaterowie mają plan, jego realizacja w totalitarnej rzeczywistości jest trudna. Nikt tutaj nie prezentuje nic spektakularnie świeżego, nowego i niecodziennego. Każdy ukazany na ekranie motyw zmiany wizerunku postaci i generowanych problemów jest znajomy. Jednak udaje się to tak zaprezentować i zbudować, że dostajemy rozrywkę emocjonującą i wartko pokazaną.
Królowa Borg jest postacią, której rola w 2. sezonie
Star Trek: Picard jest mimo wszystko zaskakująca. Wykorzystanie jej jako wytrychu umożliwiającego podróż w czasie nie wydaje się pójściem na łatwiznę. Byłem zaskoczony, że ta postać ma jakieś określone znaczenie. Na razie jednak jest trochę mało świadomym trybikiem tej akcji i pozostaje jedynie nadzieja, że będzie mieć coś więcej do roboty. Na pewno jednak sama jej kreacja buduje dobre poczucie niepokoju i grozy, bo biorąc pod uwagę inne historie ze świata
Star Treka, wiemy, do czego ten czarny charakter może być zdolny.
Nowy odcinek
Star Trek: Picard pokazuje też pewną zmianę w stosunku do pierwszego, która jest głównie związana z nowym showrunnerem. Terry Matalas stawia na dynamikę, rozrywkę i zabawę konceptem, więc ogląda się to dobrze i szybko. Czy jednak niesie to ze sobą jakąś głębszą wartość? Trudno na ten moment określić. Pierwszy sezon miał od początku więcej warstw znaczeniowych i starał się poruszać głębsze emocjonalne i filozoficzne kwestie. Być może ta zmiana to dobra decyzja, ale czas pokaże, jak to połączy się z wizją na cały sezon.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h