Star Wars w medium papierowym ma bogatą historię. Mimo iż Disney wrzucił praktycznie wszystko, co do tej pory powstało, do kartonu z napisem "Legendy", to dawny Expanded Universe wciąż żyje w sercu wielu ludzi, w tym moim. Dlatego też z wielką radością przyjąłem wieść o rozpoczęciu wydawania w Polsce zbioru najlepszych miniserii z tego uniwersum. Zadanie to bardzo ambitne, biorąc pod uwagę ile zeszytów wydał Dark Horse Comics w czasie swojej blisko dwudziestopięcioletniej dominacji nad tą gałęzią marki. Z siedmiu wydanych do tej pory albumów każdy stanowił zamkniętą całość. Dopiero najnowszy, ósmy, odbiegł od schematu, skupiając się na kilku wybranych historiach z liczącego 24 zeszyty wydawnictwa Star Wars Tales (lata 1999-2005). Seria sama w sobie była bardzo różnorodna i składały się na nią krótkie komiksy, mające czasem raptem kilka stron. Taka forma opowieści stworzyła twórcom, zarówno tym obytym już z pisaniem czy rysowaniem (Ennis, McCrea, Zahn) jak i takim, którzy dopiero chcieli zaistnieć, szansę na poeksperymentowanie z formą i treścią. Star Wars Tales nigdy nie starało się być bliskie kanonu, koncentrowało się na bohaterach o których nikt nie słyszał, dawało twórcom możliwość dorzucenia swojej małej cegiełki to ogromu świata. Na Star Wars Legendy #08: Najlepsze opowieści składa się dziewięć historii. Stanowią one przekrój nie tylko przez różne epoki czy realia, w jakim przyszło żyć bohaterom Gwiezdnych Wojen, ale też przez style czy wręcz gatunki komiksowe; zarówno pod względem narracji jak i rysunków. Fabuły trzymają poziom przez cały zeszyt i choć oczywistym jest, że przy takich różnicach między twórcami, nie wszystkim przypadnie do gustu ta czy inna opowieść, to nie miałem odczucia, by odstawały one od siebie zbyt mocno.
Źródło: Egmont
Mamy tu Apokalipsę na Endor, czyli wspomnienia weterana, który miał nieszczęście spotkać się twarzą w twarz z wcale nie tak słodkimi Ewokami. Cienie i Światło z kolei pokazują nam jak bardzo odczłowieczeni muszą stać się Jedi by móc pełnić swą misję. Następny jest Żołnierz, który zadaje pytania: Co jesteś gotów zrobić aby przeżyć? Czy kiedy przekroczysz pewien punkt w swoim życiu, będzie jeszcze powrót? A może karma Cię dopadnie? Natomiast historia zatytułowana Hoth to dwie strony, które potrafią wywołać wesoły grymas na twarzy, dobry przerywnik między poprzednią, a następną historią... ...którą są Rozbitkowie, pokazujący że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, a wspólne cele łączą nawet wrogów. Z kolei przy Narodzinach Gwiazdy Śmierci pociekło mi parę łez, ze śmiechu. To parodia struktury korporacyjnej i wyścigu szczurów, który towarzyszy tak wielu ludziom w dzisiejszych czasach. Czerń i biel, które są jedynymi kolorami w następnej historii pt. Niewidziani, niesłyszani bardzo dobrze nadają klimat opowieści, której centrum jest zagłada rasy Miraluka na planecie Katarr. Raczej ciemność widoma to spojrzenie na temat zdrady i choć wraca tu temat tego, co zdolni jesteśmy zrobić dla przeżycia, tym razem kwestia ta pokazana jest z dwóch stron barykady. Ostatni w zbiorze jest Incydent na stacji Horn. Tutaj mamy do czynienia z krótką, prostą i przyjemną w czytaniu historyjką pełną akcji.
Źródło: Egmont
Nie ma na co narzekać także na stronę graficzną. W tym aspekcie albumu również widać zasadę, jaka mu przyświecała – dla każdego coś miłego. Każda część ma swój unikalny styl, nawet Rozbitkowie i Narodziny..., choć rysowane przez tę samą osobę (Lucas Marangon znany z Tag i Bink kopnęli w kalendarz i R.I.P.D.), różnią się od siebie i wywołują zupełnie inne doznania wizualne. Ilustracje wspomnianego wcześniej McCrea różnią się od tego, do czego przyzwyczaił nas choćby Kaznodzieja: grafik stawia tym razem na mniej ostrą i zdecydowanie mniej realistyczną kreskę, pasującą tu jednak jak ulał. Pozostali rysownicy – Phillips, Henry, Millionaire, Tocchini i Weaver – trzymają poziom, ale w ich rysunkach trudno dopatrzeć się czegoś wyjątkowego. Okładka, bardzo przyjemna i powiedziałbym dość standardowa dla marki, narysowana została przez Tsuneo Sandę, wieloletniego autora plakatów, obrazów i ilustracji dla Lucasfilm. Podsumowując, Star Wars Legendy: Najlepsze Opowieści to zbiór bardzo ciekawy. Mimo iż termin "Najlepsze" w tytule może być tematem sporu, to jednak w posłowiu wydawca motywuje taki wybór historii tym, że chciał pokazać jak największą różnorodność serii Star War Tales – i trudno się z nim nie zgodzić. Zeszyt ten, jak i całą serię, polecam zarówno starym wyjadaczom, chcącym odświeżyć sobie klasyki Dark Horse, jak i tym, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z Gwiezdnymi Wojnami, by poczuli cząstkę tego, czym było Expanded Universe. A nuż będą chcieć brnąć dalej?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj