Star Wars: Rebelianci ("Star Wars Rebels") staje przed trudnym wyzwaniem, jakim jest stworzenie spójnika pomiędzy stylistyką Zemsty Sithów a Nową nadzieją, jednocześnie będąc pierwszą produkcją z nowego oficjalnego kanonu, realizowanego według wytycznych Lucasfilmu przejętego przez Disneya. Wbrew pozorom ma to bardzo duży wpływ na całą wymowę serialu, ponieważ da się wyczuć, iż jest on skierowany do młodszej publiczności, zaś klimat "Gwiezdnych Wojen" jest ledwie wyczuwalny, by nie powiedzieć, że nijaki. Utwierdza to tylko w przekonaniu, iż niełatwym zadaniem jest stworzenie serialu osadzonego w tych ramach czasowych. O ile Gwiezdne Wojny: Wojny Klonów mocno czerpały swoim stylem oraz luźną i łagodną estetyką z Nowej Trylogii, tak Star Wars Rebelianci bardziej przypominają Starą Trylogię tworzoną podług zasad Nowej.

Fabuła pierwszych 2 odcinków (poza obowiązkową ekspozycją całej grupy) skupia się na zawiązaniu współpracy postaci oraz wykorzystaniu jej do tego, aby przyczynić się dla dobra sprawy – w tym wypadku chodzi o uratowanie zniewolonych Wookich. Akcja jest dynamiczna, opiera się przede wszystkim na walkach, przepychankach oraz skakaniach z punktu A do B, tak typowych dla Gwiezdnych Wojen: Wojen Klonów. Serial (na szczęście) nie szczyci się zbyt wieloma refleksjami, akcentami dramatycznymi czy niepotrzebnymi rozmowami - fabuła jest niezbyt skomplikowana, a jej nadrzędnym celem wydaje się być nieustanne przepychanie bohaterów z jednego miejsca do drugiego.

[video-browser playlist="616903" suggest=""]

Ci rozpisani są według klasycznego klucza: każdy z nich (poniekąd dzięki przynależności do różnych ras) reprezentuje inny zestaw cech charakteru, dzięki czemu nawzajem się dopełniają, a widz ma poczucie, że ogląda przygody naprawdę zgranej ekipy. Ezra jest czternastoletnim, zuchwałym oszustem, przez którego pryzmat będziemy śledzić przygody kolejnych bohaterów, ponieważ to właśnie on będzie przechodził największą przemianę wewnętrzną. Kanan jest najbardziej wyważoną oraz neutralną postacią i zanosi się, że to właśnie on będzie opiekował się Ezrą. Sabine jest Mandalorianką, będącą tą personą, która lubuje się we wszelkich eksplozjach. Hera Syndulla, przedstawicielka rasy Twi’lek, to typowa kobieta-mechanik, reprezentująca postawę kobiety potrafiącej postawić na swoim. Zeb jest typowym twardzielem, jakiego potrzebuje każda szanująca się drużyna, czyli skarbnicą niezapadających w pamięć one-linerów ubraną w górę mięśni. Wszystkim towarzyszy astromech Chopper, który na razie jeszcze nie przedstawił się od żadnej strony. Tworzą oni zespół renegatów walczących w dobrej sprawie, których śmiało można nazywać iskrą rewolucji, ponieważ to właśnie w ich kontekście wypada mówić o pierwszych oznakach jeszcze nieskrystalizowanej rebelii.

Czytaj również: Flux Pavilion robi remiks muzyki z serialu "Star Wars Rebelianci"

W serialu nie jest odczuwalna aż tak bardzo ta wszechobecna i mocarna potęga Imperium – to raczej reżimowi opresorzy dopiero formujący swoje szyki. Szturmowcy wykreowani są niebezpiecznie podobnie do droidów, które cechowały się na dłuższą metę denerwującym humorem slapstickowym. Tu jest niestety podobnie – nie są oni przedstawieni jako tryby większej maszyny, której zadaniem jest ujarzmianie, tylko jako chłopcy do bicia ubrani w białe uniformy.

[video-browser playlist="616105" suggest=""]

Animacja prezentuje się na nieco niższym poziomie niż ta znana z Gwiezdnych Wojen: Wojen Klonów; jest niespecjalnie szczegółowa i nazbyt prosta. Kiepsko też wyglądają postacie, które przypominają swoją fizjonomią szmaciane lalki – są aż nadto gumowe i nie posiadają charakterystycznych gestów czy mowy ciała. Jednak wspaniale prezentuje się większość kadrów, inspirowanych ilustracjami Ralpha McQuarriego, które naprawdę powalają i wciągają swoją głębią oraz nawiązaniem stylistycznym do Starej Trylogii.

Czytaj również: "Star Wars Rebelianci" ściśle związane z filmem "Gwiezdne wojny: Część VII"

Widać, że twórcy serialu Star Wars: Rebelianci z jednej strony szanują klasykę, z drugiej zaś starają się rozpisać swoje własne "Gwiezdne Wojny". Mimo iż jest to produkcja realizowana na zlecenie Disney XD, to warto dać jej szansę, ponieważ tak jak i w przypadku Wojen Klonów serial wydaje się dysponować swoistym potencjałem, a co ważne, także większym polem do popisu, wynikającym z wielkiej luki pomiędzy III a IV częścią "Gwiezdnych Wojen". Nie jest to serial idealny i w pełni spełniający oczekiwania zagorzałych fanów, dlatego też warto podejść do jego odbioru z dystansem i poczekać, aż samoistnie się rozwinie.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj