"Star Wars Rebelianci" ("Star Wars Rebels") do tej pory byli niezłą, niezobowiązującą rozrywką, która choć miała sporo fajnych elementów, nie była w stanie pozbawić widza wrażenia, że czegoś tutaj brak. Potencjał w tym serialu leży ogromny, ale nie jest wykorzystywany jeszcze tak, jakby wielbicieli Gwiezdnej Sagi chcieli. Tu trzeba czegoś więcej... Czegoś, co ukaże spójny kierunek; czegoś, co osiągnie większą równowagę pomiędzy rozrywką dla młodszych i starszych. 9. odcinek to milowy krok w tym kierunku. Twórcy odcinają się od przewodniej historii i skupiają się tylko na szkoleniu Ezry na Jedi oraz jego wyprawie z Kananem. Tak rozpoczyna się historia inna niż wszystko, co dotąd widzieliśmy. Przemyślana, dopracowana, z niezłymi dialogami i emocjami, które były większe, niż mógłbym kiedykolwiek oczekiwać. Wyprawa do świątyni Jedi to motyw genialny w swojej prostocie. Mistyczna otoczka pozwala wprowadzić wiele potrzebnej swobody w formie, która jednocześnie powinna być traktowana jako sugestia rozwoju. Serial nabiera powagi i głębszego sensu, pokazując, że jeszcze będzie z niego coś intrygującego. Motyw wizji Mocy to pokaz zobrazowania największych lęków Ezry, które nie pozwalają mu osiągnąć stanu odpowiedniego do szkolenia Jedi. Dzięki temu twórcy wprowadzają poważniejszy klimat z mroczną nutką, jakiej jeszcze w tym serialu nie widzieliśmy. Ukazanie śmierci bohatera w wizji wydaje się dowodem na to, że twórców stać na coś więcej niż tylko luźne  i czasem głupkowate przygody. Bez znaczenia, że w tym momencie mówię o iluzji - liczy się sam fakt odważnego kroku, który kieruje serial "Star Wars Rebelianci" w interesującą stronę, oczekiwaną przeze mnie od początku. Po 1. odcinku tylko optymiści mogli spodziewać się takiego rozwoju spraw. [video-browser playlist="638285" suggest=""] Cały odcinek charakteryzuje się znakomitym klimatem, który po raz pierwszy tak mocno w tym serialu mówi widzom: to są "Gwiezdne Wojny". Duża w tym zasługa przemyślanego występu Franka Oza w roli Yody. Cieszy mnie fakt, że Dave Filoni i spółka nie silili się na wymyślne zmiany kanonu czy inne głupstwa, bo wyjaśnienie "obecności" Yody jest tak proste, że aż naturalne i oczywiste. Przekonuje, nie stoi z niczym w sprzeczności i bawi, bo Oz z fajnymi dialogami ponownie radzi sobie wyśmienicie, przypominając, dlaczego mistrz Jedi jest jedną z najlepszych postaci uniwersum. Co ciekawe, w tych kilku scenach z jego udziałem tworzono lepszy klimat niż w serialu "Gwiezdne Wojny: Wojny Klonów" z występami mistrza Jedi. Tam czuć było to dopiero w kilku ostatnich odcinkach z Yodą - tutaj od razu twórcy czują, jak to zrobić prawidłowo. W końcu mamy bohaterów, którzy stają się niejednoznaczni. Kanan ma przekonujące wątpliwości i kryzys wiary we własne możliwości - czy jest on Jedi, czy może mistrzem? Wydaje się, że jednak kimś pomiędzy, bo nigdy nie skończył szkolenia, a choć ma władzę nad Mocą, resztę życia towarzyszył mu jakiś strach. Ten, który teraz powraca, podsycając wątpliwości w związku z Ezrą. A sam młodociany heros również zaczyna ciekawie dojrzewać, poznajemy jego niepewności, lęki oraz pragnienia. Po raz pierwszy w tym serialu nieźle udaje się nakreślić osobowości bohaterów i to w lepszy sposób, niż zrobiono to przez dotychczasowe 8 odcinków. Czytaj również: „Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy” – gwiazdy serii „Raid” w obsadzie "Star Wars Rebelianci" wracają i zachwycają, tworząc historię ciekawą i z określonym celem, którym jest zbudowanie miecza świetlnego przez Ezrę (ciekawy model tak w ogóle... Czy w tej rączce jest blaster?). Oto pierwszy odcinek tego serialu, o którym z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że był klimatyczny i znakomity. Oby był to prognostyk dalszego rozwoju.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj