Dwa kolejny odcinki serialu Star Wars Rebelianci są zaledwie solidne. Niby jest lepiej niż w pierwszym sezonie, ale czegoś tutaj brakuje.
Star Wars Rebels w trzecim i czwartym odcinku opowiadają historie jedynie poprawnie. Mamy przygodę, akcję i pewne zabiegi fabularne, które mają napędzać rozwój wydarzeń, ale pozostaje uczucie, że czegoś tutaj brak. Nie ma emocji, zazębiania się fajnych pomysłów i efektownych momentów jak w poprzednich odcinkach. Chyba najłatwiej powiedzieć, że po prostu nie porywają.
W
Always Two There Are poznajemy dwóch nowych Inkwizytorów. Przez jakiś czas twórcy dobrze przedstawiają wydarzenia, pokazując potęgę sług Vadera. Siódma siostra kreowana jest na to większe zagrożenie, bo poza tym, że jest groźna, jej inteligencja może okazać się czymś wartym rozwinięcia. W pewnym sensie zastępuje po prostu Inkwizytora z poprzedniego sezonu, o którym w końcu dowiadujemy się, że był tym najwyższym rangą. Piąty brat to natomiast zwyczajny mięśniak, który niewiele sobą oferuje (ciekawostka: tak miał wyglądać Kylo Ren w nowym filmie, ale odrzucono projekt i wykorzystano go w serialu). Mieszane odczucia wywołuje starcie Inkwizytorów z bohaterami, bo twórcy wyraźnie naciągają wszystko do granic możliwości, a każdy widzi, że Inkwizytorzy bez problemu powinni zmiażdżyć przeciwników. To trochę razi, bo kreują ich na naprawdę potężnych antagonistów, by jednak na siłę deprecjonować tę potęgę. W tym miejscu też ciekaw jestem jednego, ponieważ widzimy specyficzne nazwy/imiona tych Inkwizytorów. Miło by było, gdyby serial poświęcił więcej czasu temu, jak w ogóle wygląda hierarchia. Odcinek rozwijający ten motyw mógłby być interesujący.
No url
Odcinek
Brothers of the Broken Horn cierpi na ten sam problem przeciętności. Fabuła jest wręcz banalna, ale jednocześnie na szczęście nie razi jakimiś infantylnymi wstawkami w stylu tego, co obserwowaliśmy w pierwszym sezonie. Po prostu jest nieciekawa, a powrót nieudanego czarnego charakteru to pomyłka. Dobrze, że w końcu zakończono wątek długu wobec Vizago, ale jednocześnie szkoda, bo miał potencjał na o wiele więcej. Gdyby nie świetnie pokazana postać pirata Hondo Ohnaki, ten odcinek można by było spisać na straty. Dzięki tej specyficznej postaci jest zabawnie i rozrywkowo - szkoda, że bez pazura. Tworzenie odcinka tylko po to, by Ezra czegoś się nauczył, powinno wyglądać inaczej. Tu wychodzi sztucznie.
Star Wars Rebels mają problem, bo oba odcinki są po prostu nijakie. Jest tutaj kilka fajnych rozwiązań i pomysłów, ale większość nie porywa, a początek sezonu zapowiadał coś lepszego. Twórcy szybko muszą złapać wiatr w żagle.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h