Do tej pory serial Station 19 był dosyć systematyczny i stabilny pod względem swojej fabuły. Powtarzały się pewne schematy, akcje ratownicze mieszały się z mniej lub bardziej interesującymi fragmentami życia prywatnego strażaków. Raz jedna część była lepsza, innym razem druga stanowiła przyjemniejsze widowisko. Teraz natomiast dostaliśmy odcinek, w którym życie prywatne zostało ograniczone wyłącznie do pierwszych minut emisji, ale cała reszta dotyczyła życia zawodowego bohaterów. Jest to jedna z najlepszych decyzji, jaka mogła przydarzyć się serialowi. W dalszym ciągu trwa walka o stanowisko kapitana remizy 19, a moment ostatecznego wyboru zbliża się gigantycznymi krokami. Jednym z ostatnich elementów mających wpływ na obsadzenie wolnego stanowiska jest wzajemna ocena kandydatów dokonana przez członków załogi. Oznacza to ni mniej ni więcej, że strażacy muszą wyrazić swoją sympatię kto, Andy czy Jack czy może w ogóle ktoś spoza remizy, powinien zostać kapitanem. I tutaj zaczyna się całe piękno odcinka. Do remizy 19 przyjeżdża komendant Ripley, który wzywa na krótką rozmowę poszczególnych strażaków. Nie jest to rozmowa łatwa czy też czysto zawodowa. Wielokrotnie wykracza poza tematy dotyczące pracy, ale także daje mu wgląd w ogólny stan remizy i jej członków. Kondycja remizy jest przecież zwierciadłem działalności kapitanów. Komendant Ripley w szczególności pyta o jeden konkretny wyjazd, który zakończył się złamaniem regulaminu przez Andy Herrerę (jak zawsze zresztą) i niecodziennym biegiem wydarzeń. Sam epizod jest oparty o wielokrotne przeskoki w czasie pomiędzy właściwą akcją ratowniczą, a elementami przesłuchania ewaluacyjnego prowadzonego przez komendanta Ripleya. Początkowo taka konwencja odcinka jest dość dezorientująca i utrudnia swobodne rozeznanie się w kolejności wydarzeń. Z czasem jednak udaje się utrzymać pewien rytm - na przemian fragmenty akcji ratowniczej i krótka dyskusja na jej temat pomiędzy strażakami a komendantem Ripleyem, dzięki czemu opowiadana historia układa się w jedną, dobrze skomponowaną całość. Te elementy uzupełniają się, każdorazowo podkreślając decyzje strażaków, ich charaktery, lojalność wobec przełożonych czy ich osobiste sympatie. Gdyby zabrakło jednego zdania, pozbyto się jednej sceny czy nawet przesunięto jej kolejność, można odnieść wrażenie, że całość zawaliłby się jak domek z kart. Fabuła odcinka byłaby wybrakowana i namacalnie czułoby się, że coś tu nie gra. Na szczęście, wszystkie elementy układanki odkrywane były przed nami powoli i z pieczołowitością, we właściwym czasie. Dzięki temu dostaliśmy odcinek pełen akcji, który trzyma nas w napięciu i do samego końca nie odkrywa swoich wszystkich kart. O ile początkowe sceny nie do końca przypadły mi do gustu, o tyle dalsze odkrywanie zagmatwanej historii akceptowałam bez mrugnięcia okiem. W końcu zaoferowano widzom taką akcję ratowniczą, która trwała przez cały odcinek i jej sama realizacja odbywała na wysokim poziomie. Wypadek imprezowego busa, w którym kilka kobiet doznało poważnych obrażeń zagrażających życiu może i nie brzmi nadzwyczaj ciekawie, ale posiada pewien realizm, który widz z łatwością jest w stanie sobie wyobrazić. Dodatkowo umiejscowienie wypadku - na terenie remizy 23, która zwlekała z dotarciem na miejsce - pozwoliło na zaostrzenie konfliktów pomiędzy już i tak zestresowanymi bohaterami. Czuło się pośpiech strażaków, ich nerwy, walkę z czasem, z tytułową każdą sekundą. Po raz pierwszy też, postać porucznika Andy Herrera opierała się na jej kwalifikacjach a nie bezsensownym krzyku. Dało się też odczuć, że członkowie remizy 19 to zintegrowana grupa, która sobie ufa, wzajemnie się słucha i jest po prostu zgranym zespołem zawodowców. Zwłaszcza że potem to wszystko miało odzwierciedlenie w wywiadach z komendantem Ripleyem. Sama akcja przywodziła na myśl te, które znamy z Chirurgów. Była ukierunkowana raczej na typowo ratowniczy element, niż ten strażacki, ale nie ujmowała niczego ogólnej idei. Zdecydowanie serialowi udają się lepiej akcje dłuższe i bardziej skomplikowane. Stawianie na liczbę interwencji, które znamy przecież z pierwszych odcinków, odziera je z powagi, nie pozwala widzom w pełni poczuć napięcia. Tym razem jednak, dostajemy ciężki wypadek, którego powodzenie stoi na ostrzu noża i ugina się pod ciężarem późniejszej krytyki ze strony zwierzchnictwa. Nie wspominając nawet o końcowym zwrocie fabularnym, dodającym pieprzu całej, i tak już napiętej sytuacji przy wyborze kapitana dla remizy 19. W końcu postać ojca, Pruitta Herrery, okazała się potrzebna w serialu, a nie tylko stanowić dodatkowy element dla wydarzeń. Tym jednym odcinkiem serial zawyżył swój własny poziom. Wyniósł się do góry i bryluje ponad dotychczasowymi epizodami. I mam nadzieję, że się tam już zatrzyma, bo po raz pierwszy od pilota nie mam ochoty przewracać oczami przy niektórych scenach. Mało tego, pozytywne wrażenia są tak duże, że z przyjemnością machnie się ręką na inne drobne niedociągnięcia. Wielka szkoda, że serialowi zajęło praktycznie cały sezon by wypuścić odcinek, który faktycznie z czystym sercem można polecić.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj