Nowy serial Strange Angel to adaptacja książki George’a Pendle’a pod tym samym tytułem. Fabuła skupia się na Jacku Parsonsie, tajemniczym i genialnym chemiku lat 40. XX wieku. Już same opisy serialu przedstawiały go jako zdeterminowanego do osiągnięcia sukcesu mężczyznę pracującego nad paliwem rakietowym, który nocami uczestniczy w magicznych seksualnych rytuałach pod okiem okultysty Aleistera Crowleya. Życiorys autentycznego Parsonsa to bardzo ciekawy temat na serial i – co widać już po trzech odcinkach – nowa produkcja CBS, stara się podchodzić do niej rzeczowo i konkretnie. Strange Angel ma w sobie wszystkie cechy produkcji biograficznej – dla jednych może to oznaczać monotonię, zaś dla drugich całkiem wciągający seans. Osobiście zaliczam się do drugiej grupy i uznaję serial za prosty, acz intrygujący. Pierwsze trzy odcinki serialu rzeczywiście są dosyć powolne. Sam Parsons jest nam przedstawiony jako zawzięty wizjoner, który w wielu względach jest oderwany od rzeczywistości. Już w pierwszych scenach widzimy go podczas pracy w fabryce, której szczerze nienawidzi – w ucieczce od obowiązków przenosi się więc w fabuły ulubionych komiksów, które pozwalają mu na życie w świecie marzeń. Sama realizacja fragmentów, które Jack wyobraża sobie podczas lektury książki, wypada bardzo ciekawie – jego wizje o Indianach są utrzymane w tonacji krwistoczerwonej i ogląda się je momentami jak dobrą produkcję przygodową. Wizje nie są jednak główną częścią fabuły, a raczej stanowią dodatkowy smaczek – przez większość czasu śledzimy zatem codzienne życie Parsonsa, które zmienia się zarówno na płaszczyźnie zawodowej jak i osobistej. Na plus produkcji należy zapisać samych bohaterów – już w pierwszym odcinku poznajemy przyjaciela Jacka oraz jego piękną żonę. Zarówno ona, jak i on budzą sympatię od początku, są autentyczni i wiarygodni. Ich codzienne perypetie może i nie przyprawiają o dreszcze ani nie przypominają fajerwerków, ale mimo to całość ogląda się dobrze i z zainteresowaniem. Ma na to wpływ także umiejętne przeplatanie wątków – po przestojach we wnętrzu domu Parsonsów, kolejna scena realizowana jest już na pustkowiu, gdzie bohaterowie eksperymentują z następną próbą detonacji materiałów wybuchowych. Serial ma swoją własną równowagę, w związku z czym seans nie męczy, a całość sprawnie wymyka się nudzie. Jednym z najciekawszych bohaterów jest również Ernest Donovan (Rupert Friend), który wprowadza do serialu element grozy. Mężczyzna jest podejrzany od samego początku i w pewnym sensie przeraża, w związku z czym wątki z nim oferują dodatkowe napięcie, które rzeczywiście dobrze się sprawdza. Nie jest trudno domyślić się, że to właśnie on będzie miał za zadanie wprowadzić Parsonsów w pikantny świat magii i okultyzmu – biorąc jednak pod uwagę fakt, że dopiero zapoznajemy się z głównym bohaterem, na razie nie można jeszcze mówić o jakimkolwiek rozwinięciu tej tematyki. Po trzech odcinkach serialu Parsons dopiero zdaje sobie sprawę z istnienia „sekty” i zanim ostatecznie zdecyduje się dołączyć do grona okultystów, prawdopodobnie czeka go jeszcze długa droga. To całkiem dobre rozwiązanie – twórcy dawkują nam emocje, zostawiając najwięcej na koniec. Już teraz momentami erotyczna atmosfera jest wyraźnie wyczuwalna, w związku z czym zainteresowanie widza jest w zasadzie utrzymywane od samego początku. Czuć, że za chwilę wydarzy się coś ważnego i że młody mężczyzna, którego dopiero poznajemy, zupełnie zmieni swoje życie. Jak na – zdawałoby się - serial biograficzny, ten rzeczywiście przykuwa uwagę – zawdzięczamy to nie tylko samej specyfice historii, ale także ciekawej realizacji. Najbardziej intrygujące w serialu jest to, że głównego bohatera poznajemy w zupełnie różnych maskach. Parsons raz jest przykładnym mężem, raz pilnym pracownikiem, innym razem pionierem w technice paliw rakietowych, a jeszcze innym – fetyszystą, który ulega dziwnym fascynacjom seksualnym. Trudno jednoznacznie go rozgryźć, w związku z czym to właśnie on jest na tę chwilę największą tajemnicą serialu. W tej roli występuje przekonujący Jack Reynor. Plusem są również efekty specjalne – pomijając już same detonacje i wybuchy, w serialu parokrotnie spotykamy się z CGI (zwłaszcza w wizjach o Indianach). Wszystko zrealizowane jest konkretnie i widać, że włożono w to solidną pracę. Na uwagę zasługuje także sama scenografia, zwłaszcza wielkie modele rakiet czy makiety tuneli aerodynamicznych na uczelni. Serial ma swój klimat i na płaszczyźnie wizualnej rzeczywiście jest bardzo wdzięczny. Strange Angel to serial powolny, ale bynajmniej nie nudny. Po trzech odcinkach widać wyraźnie, że produkcja idzie równym tempem wyznaczonymi przez siebie torami i wszystko jest w niej dopięte na ostatni guzik. Jeśli szukacie dynamicznej akcji czy wielkich intryg, możecie czuć się zawiedzeni. Ja jednak lubię od czasu do czasu zanurzyć się w tego typu historie i ta konkretna zrobiła na mnie całkiem pozytywne wrażenie. Trzy pierwsze odcinki wprowadziły widza w klimat produkcji i stanowią dobry punkt wyjścia do dalszych wydarzeń. Ważne jest, by w kolejnych epizodach zaczęły dziać się już bardziej konkretne rzeczy, bo dalsze odwlekanie konfrontacji ze światem okultyzmu może zaszkodzić serialowi. Póki co jednak – nie mam większych uwag. 7/10.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj