Trudno pojąć, że Strażnicy Galaktyki  zaliczyli swój debiut w 1969 roku w osiemnastym numerze Marvel Super-Heroes, a ich pierwotny skład diametralnie różnił się od obecnego, spopularyzowanego przez produkcje spod szyldu MCU (Marvel Cinematic Universe). Pierwszymi członkami owej drużyny byli następujący awanturnicy: Major Victory (Vance Astro), Ziemianin z XXXI wieku mieszkający na Jowiszu (Charlie-27) czy znany z filmów Jamesa Gunna, doskonały łucznik z planety Centauri IV, Yondu. W tamtych czasach Strażnicy stanowili drugi garnitur wśród drużyn w świecie Marvel Comics i pojawiali się wyłącznie epizodycznie – zaliczyli, choćby występ w Sadze o Korvacu. W recenzowanym runie poznaliśmy odświeżoną wersję Strażników Galaktyki, pełną charakternych, szalonych indywiduów oraz ich nieprawdopodobnych przygód. Wydarzenia rozgrywające się w owej miniserii odnoszą się do ważnego eventu w uniwersum sygnowanego marką Stan Lee, czyli Wojny królów. Pierwsze rozdziały recenzowanego albumu bezpośrednio nawiązują do kosmicznej konfrontacji pomiędzy Imperium Shi’ar oraz rasą Kree, w którą zostają zaangażowani waleczni Strażnicy. Na czele Imperium Kree stoi milczący Black Bolt, wspierany przez przyjaciół i najbliższych z rodu Inhumans, a władzę nad Shi’ar przejął obłąkany i psychopatyczny Wulkan. Kolejne rozdziały drugiego tomu Strażników Galaktyki prezentują się jeszcze lepiej. Pomysłowy duet amerykańskich scenarzystów wprowadza do serii: podróże w czasie, dramatyczne śmierci niektórych członków drużyny, międzyplanetarne zagrożenia, walkę z fanatykami religijnymi oraz trzymające w napięciu konfrontacje z potężnymi przeciwnikami i bestiami o gargantuicznych rozmiarach.
Źródło: Egmont
Świetnie wypada wizyta oddziału kolorowej drużyny w dalekiej przyszłości i spotkanie z pierwszą ekipą Strażników oraz wątek poświęcony przeklętej wojowniczce, Phyla-Vell (alias Martyr). Dostajemy także scenę wyciągniętą wprost z Obcego Ridleya Scotta oraz sporą dawkę czarnego, wisielczego humoru. Bawi błyskotliwe ukazanie struktury społecznej mieszkańców Knowhere oraz działalność Kościoła Powszechnej Prawdy, a gwarantem dobrej zabawy zostaje para przekomarzających się, rozbrajających zwierzaków – Szop Rocket oraz pies Kosmo. Kapitalnie ukazana została relacja pomiędzy bohaterami, czego związek Draxa z jego córką Moondragon jest najlepszym dowodem. Strzałem w dziesiątkę okazało się wprowadzenie do fabuły nagrań poszczególnych postaci, relacjonujących dane wydarzenia. Nieco gorzej wypada natomiast postać fajtłapowatego Buga, a w całej awanturze niezbyt ciekawie prezentuje się postać Star-Lorda, a ledwie epizodyczny występ zalicza dzielna Gamory. Na dokładkę dostajemy powracającego do życia Thanosa, staczającego zacięty bój ze Strażnikami.
Ilustracje w niniejszym dziele prezentują się bez zarzutów, choć nie jest to najwyższa półka wśród artystów pracujących przy komiksach superbohaterskich. Kreska Brada Walkera (Aquaman z DC Odrodzenie) idealnie pasuje do spektakularnych pojedynków w kosmicznej scenerii, pełnych wymyślnych broni, statków kosmicznych i potężnych mocy niektórych postaci. Znany z głośnego tytułu Deadly Class, Wes Craig w charakterystyczny dla siebie sposób narysował bohaterów serii w ich klasycznych strojach – cieszy stara wersja kostiumu Star-Lorda. Kolosalną pracę wykonali również koloryści – Wil Quintana, Jay David Ramos, Nathan Fairbairn oraz twórcy okładek (zwłaszcza Salvador Larroca i Frank D’Armata). Strażnicy Galaktyki Abnetta i Lanninga to obowiązkowa pozycja dla wszystkich miłośników tejże grupy oraz niekonwencjonalnego komiksu superbohaterskiego silnie osadzonego w konwencji SF. Wielka szkoda, że ten tytuł kończy się na dwudziestym piątym zeszycie. Pozostaje czekać na inne tytuły ze Star-Lordem i zwariowaną ekipą w roli głównej.      
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj