Suicide Squad. Zła krew to komiks, który przypadnie do gustu wszystkim miłośnikom szaleństw w wydaniu Oddziału Samobójców. To także dobra okazja ku temu, abyście poznali mniej znanych członków grupy.
Nieco w cieniu premiery filmu
Legion samobójców: The Suicide Squad w naszym kraju zadebiutował również komiks
Suicide Squad. Zła krew - historia ze scenariuszem
Toma Taylora, choć w żadnym stopniu nie rewolucjonizuje mitologii Task Force X, jest pozycją ze wszech miar godną polecenia każdemu szanującemu się fanowi drużyny antybohaterów DC. Mamy tu bowiem do czynienia z pierwszorzędną rozrywką, której niektóre motywy z całą pewnością mogły służyć
Jamesowi Gunnowi za inspirację przy tworzeniu pomysłów do produkcji Warner Bros. Fabularna jazda bez trzymanki, wszechobecne zagrożenie, Kostucha zaglądająca w oczy protagonistom czy uczynienie ze śmierci kolejnych postaci przystanku w narracyjnej drodze do celu - wszystko to brzmi i wygląda znajomo, lecz zaserwowane przez Taylora smakuje naprawdę dobrze. Autor, co dla niego niezwykle charakterystyczne, chce jeszcze wprowadzić do świata Oddziału Samobójców nowe wątki i bohaterów, a przy okazji zabrać głos w kwestii korporacyjnych machinacji i (anty)terrorystycznych krucjat w otaczającej nas rzeczywistości. Efekt końcowy jest nawet lepszy, niż mogliśmy wstępnie zakładać.
Twórca niespecjalnie chce ukrywać, że w pierwszej kolejności zależy mu na tym, by czytelnik nie nudził się w żadnym momencie lektury. Już na samym początku zostajemy więc wrzuceni w wir akcji: Suicide Squad pod nowym dowództwem wyrusza na misję spacyfikowania tajemniczych Rewolucjonistów, grupy postaci z supermocami, która paraliżuje działanie rządów na całym świecie. Rzecz w tym, że ku wielkiemu zaskoczeniu odbiorców obie drużyny łączą siły - powód takiego obrotu spraw został wyłożony całkiem przekonująco. Nie jest jednak jasne, w jaki sposób nowo powstały twór miałby w ogóle funkcjonować; starzy wyjadacze z Deadshotem i Harley Quinn na czele nie mogą ufać dawnym Rewolucjonistom i odwrotnie. Napięcia są na tyle duże, że członkowie grupy raz po raz biorą się za łby. Jakby tego było mało, antybohaterowie wydają się tylko marionetkami sterowanymi przez tajemniczego mocodawcę. Tylko kto tak naprawdę nim jest?
Taylor w bardzo umiejętny i, co najważniejsze, satysfakcjonujący sposób wydobywa i akcentuje kwintesencję tego, czym komiksowy Oddział Samobójców de facto jest. Śledząc niezliczone przygody całej armii postaci, czytelnik nieustannie rozwiązuje więc fabularne zagadki, poniekąd na zasadzie: kto umrze jako następny i jaka siła kryje się za przedstawionymi wydarzeniami? Domysły dostarczają równie wiele przyjemności, co sama akcja. Dobre bitki pojawiają się tu jak grzyby po deszczu, a podbudowane zmieniającym się natężeniem waśnie między "starymi" członkami Suicide Squad i Rewolucjonistami przyciągają również dzięki ich humorystycznemu wydźwiękowi. Scenarzysta jeszcze lepiej radzi sobie w sekwencjach, w których przychodzi mu szkicować sieć relacji pomiędzy głównymi bohaterami. Zależności te zmieniają się w ekspresowym tempie; prym na tym polu wiodą Deadshot z Harley Quinn, lecz pełny kunszt Taylor pokazuje zwłaszcza w scenach skupiających się na innych, mniej znanych członkach Task Force X. Jestem absolutnie przekonany, że czytelników uwiedzie oryginalny pomysł na ekspozycję Zebra-Mana, ale i sami Rewolucjoniści są grupą, z którą chciałoby się obcować znacznie dłużej. Na deser autor ma dla nas gościnne występy gwiazd uniwersum - spodziewajcie się Batmana, jednak zaskoczeń będzie więcej.
Za warstwę wizualną odpowiadali
Bruno Redondo i
Daniel Sampere, którzy doskonale pojęli wszystkie zamysły Taylora. Przy tworzeniu niektórych ilustracji pozwolili sobie nawet na nutę ekstrawagancji, dlatego narysowany przez nich świat magnetyzuje swoją oryginalnością, w innym miejscu zaś nonszalancją. Obaj artyści przedstawili też całą serię pomysłów na to, jak podzielić się brutalnością wpisaną w działania Oddziału Samobójców z nieco młodszymi czytelnikami - kreatywność w tej materii zasługuje na pochwałę.
Owszem, niektórzy z czytelników odnajdą w tej historii mankamenty; narzekać można choćby na przewijanie się na arenie zasadniczych wydarzeń tak wielu postaci, że niektóre z nich nie dostają ani miejsca, ani czasu na ich zaznajomienie z odbiorcami czy na przysłonięcie poważniejszego wydźwięku opowieści konwencją przygodową. Jeśli jednak poszukujecie w komiksach niezobowiązującej rozrywki podlanej sosem brutalności i przemocy, komiks
Suicide Squad. Zła krew pochłoniecie w okamgnieniu. To jeden z tych tomów, które pokazują nam przebogaty świat Oddziału Samobójców z wszystkimi jego szaleństwami i niepodrabialną egzotyką przekazu - w komiksowym uniwersum DC to wciąż jedna z najlepszych marek.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h