Wiadomość o awaryjnym lądowaniu pasażerskiego Airbusa na rzece Hudson obiegła błyskawicznie cały świat, a kapitan samolotu stał się bohaterem naszych czasów. O tym, co doprowadziło do tych dramatycznych wydarzeń, możemy przeczytać teraz w autobiografii Chesleya B. Sullenbergera.
Ten słynny i dramatyczny – choć na szczęście niezakończony w tragiczny sposób – lot miał miejsce 15 stycznia 2009 roku. Od tego czasu pamięć już o nim nieco się zatarła, ale Clint Eastwood postanowił przypomnieć go widzom filmem Sully, a w roli tytułowego pilota obsadził Toma Hanksa. Obraz ten gloryfikuje kapitana samolotu, podkreśla jego oddanie, bezinteresowność i doskonałe wyszkolenie. I dokładnie taki sam wizerunek wyłania się z napisanej kilka lat wcześniej autobiografii Chesleya B. „Sully’ego” Sullenbergera, choć rozłożenie akcentów w obu utworach jest różne.
Przed Sullym – bo tak o sobie pisze autor i jednocześnie bohater tych wydarzeń – stanęło niełatwe zadanie. Oczywistym jest, że czytelnik sięgający po jego książkę zainteresowany jest przede wszystkim opisem feralnego lotu 1549, towarzyszących mu okoliczności, zachowania załogi i pasażerów czy wreszcie przyczyn katastrofy. Autor jednakże wyznaczył sobie także inny cel: pokazanie osobistej drogi, która doprowadziła go do zasiadania za sterami samolotów pasażerskich i możliwości podjęcia kluczowych decyzji w kryzysowych chwilach. Wielokrotnie stara się także podkreślić rolę wyszkolenia, oddania załogi i pilotów czy wreszcie przedstawienia przynajmniej ogólnych zarysów działania tej branży.
W efekcie przez pierwsze dwie trzecie książki czytelnik śledzi przede wszystkim karierę zawodową Sully’ego: od pierwszych lotów nad terenami rolniczymi, przez służbę w wojsku, życie osobiste i wreszcie karierę w liniach lotniczych. Przy okazji podawane jest wiele szczegółów dotyczących zagrożeń czyhających na samoloty i pilotów – łącznie z opisami różnych katastrof i wypadków. Z drugiej strony nie raz i nie dwa autor wspomina o niedoinwestowaniu i własnych problemach finansowych.
Ta część, choć posiada niewątpliwą wartość faktograficzną, dość szybko staje się męcząca w świetle powielania wielu informacji, podkreślania tych samych walorów autora (i ogólnie przymiotów cechujących dobrych pilotów) – tym bardziej, że całość jest napisana w bardzo prosty, schematyczny sposób, pełen powtarzających się sformułowań i sloganów. Mam zawsze problem z tego rodzaju autobiografiami, jako relacjami zbyt wyidealizowanymi i pozbawionymi szerszej perspektywy. Sully nie daje powodów, by mu nie wierzyć, ale z jego słów wyłania się obraz człowieka całkowicie oddanego swojej pracy, niemal idealnego (bo jednak odrobinę cierpi na tym jego życie rodzinne), ale też dość jednowymiarowego.
Gdy jednak Sully przechodzi do opisywania przebiegu katastrofy, zaczyna się robić znacznie ciekawiej; nawet nie ze względu na dramatyzm opisywanych wydarzeń, bo jego autorowi niespecjalnie udało się oddać, a za sprawą szczegółowego zapisu przebiegu lotu 1549. W książce poświęcono też trochę miejsca konsekwencjom katastrofy: to jednak – w przeciwieństwie do filmu – przede wszystkim opis podziękowań, zaszczytów i wyrazów wsparcia, a nie zeznań przed komisją czy innych nieprzyjemności i procedur po katastrofie.
Książka Sully z jednej strony prezentuje zapis interesujących wydarzeń i wielu ciekawostek dotyczących lotnictwa i pilotażu nieznanych laikom, z drugiej strony jednak o wątpliwej wartości literackiej i przedstawiającej człowieka zbyt bezbarwnego, by na dłużej przyciągnąć uwagę.