W 1993 roku wytwórnia Hollywood Pictures postanowiła zekranizować największy hit firmy Nintendo, czyli opowieść o pewnym włoskim hydrauliku z wąsem. W roli tytułowych braci zobaczyliśmy Boba Hoskinsa i Johna Leguizamo. Niestety, film był klapą z powodu niezrozumienia przez scenarzystów materiału źródłowego. Po latach wiemy, że produkcja powstawała w ogromnych bólach, a historie o tym co działo się za kulisami idealnie nadają się na oddzielny film. Na szczęście w pamięci fanów Mario znakomicie kojarzył się z serialem animowanym The Super Mario Bros. Super Show! nadawanym w 1989 roku i powtarzanym w Europie w latach 90. W pierwszej wersji każdy odcinek składał się z krótkiej wersji aktorskiej z wrestlingowcem Lou Albano jako Mario i Dannym Wellsem jako Luigim, a rozpoczynała go kultowa już piosenka, która zawsze wybrzmiewała mi w głowie, gdy sięgałem po kartridż z grą. I o ile w telewizji Mario był sukcesem, o tyle jak już wspominałem kino zupełnie nie potrafiło spożytkować jego sławy. Wydaje mi się, że problem tkwił w tym, że Nintendo nie widziało w tym możliwości dużego zarobku, więc cieszyło się po prostu z pieniędzy za udzielenie licencji na ekranizację, nie interesując się tym, co dalej dzieje się z tytułem. Z biegiem lat podejście japońskiej firmy do tego tematu znacznie się zmieniło. Mario stało się marką i postacią znaną na całym świecie tak samo jak nazwa Nintendo, a może nawet bardziej. Zaczęto więc bardziej dbać o to, komu udziela się licencji na jego wykorzystanie jak i zwiększono dbałość o jakość produktu. Przy produkcji najnowszej animacji zdecydowano się na współpracę z wytwórnią Universal Pictures i Illumination Entertainment, czyli twórcami takich hitów, jak Jak ukraść Księżyc, Sing czy Minionki. I muszę powiedzieć, że był to dobry wybór. Scenarzysta Matthew Fogel znalazł sposób jak fajnie połączyć grę z historią, która nadawałaby się na duży ekran i zadowoliłaby jednocześnie fanów konsolowych tytułów jak i widzów, którzy wybiorą się do kina, nigdy nie grając w żadną z gier japońskiego giganta. Mario (Chris Pratt) i Luigi (Charlie Day) są hydraulikami, którzy postanowili przejść na swoje i otworzyli własną firmę. Chcą podbić Brooklyn licząc na to, że szybko zdobędą klientów, udowadniając tym samym swojej licznej rodzinie, że nie są nieudacznikami. W wyniku pewnej awarii hydraulicznej w mieście obaj zostają przeniesieni do dziwnej krainy składającej się z kilku królestw. Mario ląduje w świecie zamieszkałym przez chodzące grzyby i królewnę Peach (Anya Taylor-Joy), a Luigi w zamku należącym do Bowsera (Jack Black), który aspiruje do tego, by podbić wszystkie królestwa. Nic go nie powstrzyma przed osiągnięciem swojego celu, poślubienia księżniczki. Mario wyrusza więc na ratunek bratu, a przy okazji chce powstrzymać tyrana przed spełnieniem planu. Super Mario Bros. Film jest kolorową jazdą bez trzymanki naszpikowaną licznymi easter eggami, które jestem pewien, ucieszą wielu fanów. Nie jest to może skomplikowana historia, ale w wystarczający sposób uchwyciła ona klimat gry i wykorzystuje liczne postaci, jakie znamy z tytułów Nintendo. Jest Donkey Kong, Diddy Kong, Cranky Kong , a nawet Funkey Kong. Podoba mi się, że twórcy nie ulegli pokusie przeładowania tego filmu postaciami, które znamy. Widać, że mają pomysł na kontynuowanie tej historii, więc zostawili sobie kilka asów w rękawie na dalsze części, których powstanie jest bardziej niż pewne. Film w reżyserii Aarona Horvatha i Michaela Jelenica jest pewnym wprowadzeniem w ten świat. Mario na naszych oczach uczy się jego zasad oraz tego, na co może sobie w nim pozwolić. Do czego służą dziwne żółte pudełka ze znakiem zapytania i co w sobie kryją. Do tego dochodzi dobrze napisany humor, który jest niewymuszony i świetnie dopełnia tę produkcję.
fot. materiały prasowe
+6 więcej
Film oglądałem w oryginalnej wersji językowej i muszę przyznać, że Chris Pratt dobrze wypada jako Mario. Nie popada w parodię, podkładając głos pod tego kultowego hydraulika. Nie kopiuje jeden do jednego głosu Charlesa Martineta, który podkłada go w grach, ale stara się znaleźć swój. Oczywiście inspiruje się nim, by też nie przesadzić w drugą stronę, ale widać, że zależało mu na tym, by Mario miał coś z niego. I to mu się udało. Jeśli mam być szczery to wszystkie glosy są niezwykle trafione. Jack Black jest świetny jako Bowser. Podobnie jest z Charliem Dayem jako Luigim, Sethem Rogenem jako Donkey Kongiem czy Keeganem-Michaelem Keyem jako wiecznie zadowolonym Toadem. Nie wiem jak ta produkcja będzie prezentować się w języku polskim, ale angielska ścieżka dialogowa jest świetna. Największą siłą Super Mario Bros. Film jest strona wizualna. Ten film po prostu wygląda świetnie. Wszystkie krainy i postaci wyglądają tak dobrze jak w materiałach promocyjnych gier. Twórcy nie odważyli się na żadne zmiany w wizerunkach postaci. Są one dokładnie takie jakie miały być. Brak jakichkolwiek udziwnień, zmian, ewolucji. Jest kolorowo i zwariowanie. Na ekranie zobaczymy elementy znane z gier Super Mario Bros czy Mario Kart. Wszystko z gracją wpasowane w fabułę bez wrażenia, że coś jest tutaj wciśnięte na siłę. Animacje są płynne, postaci dobrze wykonane, światy są różnokolorowe, ale nieprzytłaczające ilością barw. Jako fan Super Mario Bros. jestem zadowolony. Więcej po ekranizacji tej gry się nie spodziewałem. Jestem przekonany, że zwłaszcza najmłodsi widzowie będą dobrze się na nim bawić. Jestem również przekonany, że to dopiero pierwszy rozdział w przygodzie Mario i Luigiego. Jestem ciekaw, co twórcy przygotują dla nas dalej, jak już wstęp mamy za sobą i można będzie w pełni rozwinąć skrzydła, zagłębiając się w ten świat.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj