W 3. odcinku Supergirl podobać się może ukazywanie braku doświadczenia tytułowej superbohaterki. Ona wie, że ma moc, ale coraz częściej widać, że w pojedynkach z doświadczonymi przeciwnikami jest jej bardzo trudno cokolwiek zrobić. To dobre rozwiązanie. Twórcy mogli tutaj pokusić się o przesadę i zrobić z Supergirl kogoś, kto bez żadnej zadyszki sieje popłoch w szeregach nieprzyjaciół, ale jednak tego nie zrobili. Problemem tego serialu jest tak naprawdę zbyt częste odwoływanie się do Supermana, co w tym odcinku osiąga apogeum. Z jednej strony jest w tym jakiś plus, bo widzimy, że Superman gdzieś tam sobie żyje i w razie czego nie zostawi Kary samej sobie, tylko przyjdzie jej z pomocą, więc motyw przybycia Człowieka ze stali jest zaletą. Z drugiej strony - ileż można? Przez 3 odcinki wszyscy wałkują ciągle temat Supermana, mówiąc, jak to on działał na początku, i na każdym kroku porównując bohaterkę do niego. To już zaczyna być po prostu męczące, bo nie pozwala serialowi odnaleźć własnej tożsamości - tak jakby do ekranu miała przyciągać osoba Supermana, a Supergirl jest tylko na dostawkę. Przecież Melissa Benoist jest w tej roli znakomita - ma urok, wzbudza sympatię, przekonuje i bawi kiedy trzeba. Nie trzeba nam nieustannie przypominać o Supermanie, ona wystarcza. To błąd, a jeśli nie zostanie wkrótce wyeliminowany, widzowie mogą mieć go po dziurki w nosie. No url Dalej jest problem z postaciami drugoplanowymi. James jest sztywny i nie ma nic ciekawego do roboty, a gdyby nie Melissa, która ratuje wiele scen, postać byłaby spisana na straty. Weźmy zwyczajny moment, w którym Kara wyraźnie pokazuje siostrze, że lubi Jamesa - lekki, głupkowaty, ale na swój sposób zabawny. Wszystko dzięki Melissie, a nie Mehcadowi Brooksowi, który nie ma nawet odrobiny pola, by się wykazać. Pojawienie się panny Lane, która naturalnie jest byłą Jamesa, oczywiście odpowiednio komplikuje całą romantyczną otoczkę serialu. Oby scenarzyści nie poszli za bardzo w klimat w stylu Arrow; jeśli uda się osiągnąć tu coś jak w 2. sezonie The Flash, powinno być dobrze. O pozostałych postaciach niewiele dobrego można powiedzieć. W zasadzie każdy stara się odnaleźć swoje miejsce, ale jedyną osobą, której udaje się coś zrobić, jest Cat Grant. Postać bardzo rozruszała się w tym odcinku i ma kilka naprawdę niezłych momentów. Proszę o rozwój reszty bohaterów - może wtedy nabierze to wiatru w żagle. Pierwsze 3 odcinki to kształtowanie się konwencji Supergirl. Tworzenie się relacji, miłości i drużyny sojuszników wydaje się odpowiednie, ale czegoś w tym jeszcze brak. Problem polega na tym, że cały serial opiera się na Melissie Benoist, która nie ma żadnego wsparcia ze strony reszty obsady. Ona jest wyrazista, ją chce się oglądać, a pozostali na razie są nam obojętni. Tu szybko powinno zacząć się coś dziać - główna historia musi się rozwijać dynamiczniej, jeśli ten serial ma pokazać swoje prawdziwe oblicze. Dobrze by było dać więcej do roboty Maxowi Lordowi, którego rola będzie pewnie ciekawsza, niż na razie się wydaje. Supergirl ogląda się dobrze. Jest przyjemnie, lekko i rozrywkowo, a tytułowa bohaterka wzbudza sympatię. Kupuję tę konwencję i czekam na rozwój każdego elementu, bo ma wielki potencjał. Weźmy na przykład motyw z dyrektorem agencji, w której pracują panie Danvers - kim albo czym on jest?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj