Okręt 2. sezonu Supergirl dotarł już do portu docelowego. Odpowiedzialni za tę łajbę twórcy serialu postanowili w ostatnim odcinku rzucić wszystkie ręce na pokład. Nie ma się czemu dziwić – nad National City rozpanoszyli się przecież Daxamici, a strach, zniszczenie i pożoga przyczaiły się właściwie za każdym rogiem. Pomocną dłoń w kierunku tytułowej bohaterki produkcji wyciągają więc: Superman, Cat Grant, Miss Martian i Biali Marsjanie, Lena Luthor, budzący się w końcu z zimowego snu Hank „tata niedźwiedź” Henshaw i gromadka jak zawsze zaaferowanych swoją pracą agentów DEO. Napięcie było wielkie, momentami nawet nie do zniesienia. Nie wytrzymała go Alex, która oświadczyła się Maggie, a mocarz nad mocarze w tym uniwersum, Człowiek ze Stali, z prędkością karabinu maszynowego informował gdzie i kogo się da, że Kara spuściła mu manto, więc na pewno jest silniejsza. I tu jest właśnie pies pogrzebany – Nevertheless, She Persisted to odcinek dwóch prędkości, jakby scenarzyści znaleźli się w swoistym rozkroku między akcentowaniem tempa akcji a żonglowaniem głupotkami fabularnymi. Zaczyna się od mocnego uderzenia. I to dosłownie – Ludzie ze Stali tłuką się na ulicach National City w stylu, który ma stanowić pokraczną, telewizyjną odpowiedź na pojedynek Batmana i Supermana w Kinowym Uniwersum DC. Są tu spowolnienia, wybuchy, ogień, topienie się nawzajem w tym czy innym brodziku, mrok na drugim planie i jeszcze przebijanie się przez ściany budynków. Nie mogło też zabraknąć wyimaginowanego Generała Zoda, strojącego groźne miny, czy nawet zabawki Lexa Luthora, która w niezrozumiały dla większości widzów sposób okaże się cudownym lekiem na całe zło wyrządzone przez Daxamitów – po prostu zamieni tych kosmicznych harcowników w ołowiane statuy. Niestety, wszystkie te zamaszyste posunięcia narracyjne, za które z pewnością należy twórców pochwalić, znajdują dziwaczny kontrast w fabularnych uproszczeniach, jakby nad całym odcinkiem wciąż i wciąż unosiło się widmo czasu antenowego. Relatywnie szybko okaże się więc, że istnieje pradawny kodeks Daxamitów, a całą walkę Ziemian i kosmicznych najeźdźców można było sprowadzić do pojedynku Rhei i Supergirl. Tego typu zabiegi są tylko pretekstem do pokazania na ekranie kolejnej jatki – najwidoczniej odpowiedzialni za serial chcieli w finale sezonu odpokutować za wszystkie niedociągnięcia na tym polu. Niektórzy z nas będą z takiego obrotu spraw zadowoleni, inni zauważą, że rozbija on strukturę fabularną odcinka, siłą rzeczy popychając go w kierunku chaotycznej narracji. Twórcy po raz kolejny chcą puszczać oko do fanów popkultury. Znajdzie się tu więc nazwanie Kary „kobietą jutra” – to oczywiste nawiązanie do jednego z najlepszych komiksów o Supermanie, Whatever Happened to the Man of Tomorrow?, a także żarty Cat na temat Gwiezdnych Wojen, których nadal nie widziała, choć przecież w realnym świecie Calista Flockhart z Hanem Solo miała już do czynienia. Wątki humorystyczne mają w zamierzeniu stanowić spoiwo pomiędzy dwiema sferami, które de facto określają finał 2. sezonu serialu jatkami na ostateczną modłę i emocjonalnymi rozterkami Kary, która przecież musiała pożegnać Mon-Ela w imię większego dobra. Ten drugi aspekt w zasadzie zdominował finałowy akt odcinka. Dziewczyna ze Stali szlocha, płacze, ogląda zakochane pary, słucha a to rozumu, a to serca. Odpowiedzialni za serial chcieli nadać tym wewnętrznym przeżyciom tytułowej bohaterki jakiś głębszy sens, jednak niebezpiecznie dryfują one w stronę kolejnej opowiastki o problemach amerykańskich nastolatków. Ot, Supergirl w pigułce – od uśmiechu po łzy, a w centrum tej wędrówki znajduje się walka z fabularnym chaosem. Na szczęście dla fanów produkcji narracyjny rozgardiasz raz po raz rozbijany jest przekazem, który służy czystej rozgrywce. Liczne pojedynki, walące się na głowy budynki National City, Superman ironizujący pomiędzy walką z kolejnymi sparingpartnerami – twórcy w jakiś magiczny sposób odnajdują dla tego typu zabiegów właściwe miejsce. Co więcej, ustawiane są już fundamenty pod kolejny sezon serialu. Wiemy już, że Cat zna tajemnicę Supergirl, a Mon-El musi udać się w kosmiczne miejsce odosobnienia. Niektórzy komentatorzy przypuszczają, że partner Kary może powrócić z drużyną herosów zwaną Legion of Super-Heroes. Bardziej interesująca jest jednak sekwencja zagłady planety Krypton. Wygląda na to, że jeszcze jeden z jej mieszkańców podążył w kierunku Ziemi. Co prawda chcielibyśmy widzieć tu Brainiaca, jednak wszystko wskazuje na to, że na pokładzie statku znajduje się wprowadzona w komiksach DC w czasie New 52 – Reign. To istota stworzona w wyniku eksperymentów genetycznych, dzięki którym zyska moce podobne do tych, jakie na Ziemi ma Supergirl. W świecie powieści graficznych towarzyszyła jej eskadra innych kosmicznych odmieńców zwana Worldkillers. Pamiętajmy też, że Superman po raz kolejny wspomniał o Warworld, planecie rządzonej przez ikonicznego złoczyńcę – Mongula.
Źródło: Bettina Strauss/The CW
+18 więcej
Miejmy nadzieję, że liczne błędy, jakie w minionym sezonie popełnili odpowiedzialni za serial, doprowadzą do wyciągnięcia wniosków i jakościowej poprawy w kolejnej odsłonie serii. Oczywiście nie mamy tu do czynienia z telewizyjnym arcydziełem, jednak Supergirl podobnie jak Legends of Tomorrow, prezentuje najrówniejszy poziom z wszystkich produkcji superbohaterskich stacji The CW. Samo to stwierdzenie nie powinno nas jeszcze napawać optymizmem, gdyż chyba nikt nie ma wątpliwości, że wiele mankamentów i innych fabularnych bolączek należy jeszcze wyplenić. Twórcy robią to mozolnie, z lepszym lub gorszym skutkiem. Nie sądzę więc, aby był to najwłaściwszy moment na pożegnanie uroczego uśmiechu Melissa Benoist, jeśli rozważaliście zakończenie swojej przygody z tym serialem. Jego historia uczy nas bowiem, że Dziewczyna ze Stali potrafi zaskakiwać i, podobnie jak jej kuzyn, wciąż tkwi w niej irracjonalne wręcz źródło nadziei.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj