W Supergirl po staremu - marsjańska opera mydlana zespawana z obleśnymi pająkami i irracjonalnym zachowaniem Leny Luthor owocuje kolejnym odcinkiem, po którym rozboli nas głowa.
W ostatnim odcinku animacji
Głowa rodziny odniesiono się do sytuacji telewizji Fox po przejęciu przez Disneya - decydenci uznali, że produkcję czeka reboot, po czym nastąpiło gorączkowe szukanie odpowiedniej konwencji. Jedną z nich był "seksowny serial dla nastolatków", w którym bohaterowie przeżywali emocjonalne katusze, przesiadywali w pubach, mierzyli się z wilkołakami, a nawet... suszyli swoje sutki na skraju lasu. Takie podejście doskonale oddaje to, czym stały się superbohaterskie produkcje stacji The CW z
Supergirl na czele. Pod osłoną superbohaterskiego gatunku i bliżej nieokreślonej, kosmicznej tajemnicy ich twórcy bombardują nas treściami na młodzieżową modłę. Obraz poświęcony Dziewczynie ze Stali udowadnia to bodajże najpełniej; w odcinku
Blurred Lines ostatecznie przekonujemy się, że główna oś fabularna 5. sezonu jest niczym więcej niż absurdalnymi, marsjańskimi resentymentami i krucjatą obrażonej na cały świat z sobie tylko znanych powodów Leny Luthor. Co ciekawe, reboot
Głowy rodziny został koniec końców odwołany; okazało się, że jej pomysłodawczynią była... wiewiórka. W mojej ocenie może stać ona za scenariuszem całej obecnej odsłony
Supergirl.
W
Blurred Lines na papierze dzieje się sporo, ale z ekranu wieje nudą. J'onn odkrywa, że to on sam przyczynił się do przemiany swojego brata, Malefica, w potwora - po prostu zresetował łeb lamentującemu tatuśkowi, wymazując krewnego z jego i swojej pamięci. Wszyscy płaczą na tym Marsie, drą szaty, tragedia wszech czasów. Gorzej tylko, że w tych emocjonalnych wichurach zagubi się nawet niegdysiejszy Samwise Gamgee,
Sean Astin. Aktor zaliczył jeden z najdziwaczniejszych gościnnych występów w telewizji ostatnich lat; jego Pete Andrews potraktowany został jako postać pretekstowa, która dosłownie na chwilę stała się gospodarzem dla przemieszczającego się już pomiędzy umysłami Malefica. Gorzej tylko, że ten ostatni wchodzi także w psyche Kelly, a ta tańczy taniec robota, by koniec końców wynieść z tego całego przetrąconego festynu cenną życiową lekcję: nie ufaj wszystkim nieznajomym, bo mogą cię zrobić w bambuko.
W swojej lidze groteski gra także Lena - trzy odcinki 5. sezonu już za nami, a my dalej nie wiemy, dlaczego aż tak diabelsko rozsierdziła ją ukrywająca swoją prawdziwą tożsamość Kara. Gdy panna Luthor zmanipuluje swoją przyjaciółkę po to, by ta wykradła jej z rządowej siedziby zapiski Lexa, zaczniemy chować twarz w dłoniach. Po prostu mamy tu do czynienia z gromadką postaci, które można wystrychnąć na dudka właściwie w każdym dowolnym momencie, skoro te bezrefleksyjnie wierzą w wolność, sprawiedliwość, praworządność, miłość i przyjaźń. Najlepszym przykładem jest niebezpiecznie rozrastający się wątek miłosny Brainy'ego i Nii. Pierwszy recytuje swojemu obiektowi westchnień kolejne wiersze, a ta go zagłusza odkurzaczem. Przez bite 2 godziny czasu antenowego oboje dochodzili do tego, że Dreamer ma dość zalotów w formie totalnej - ręce opadają. Dodajmy jeszcze do tego wszystkiego główną antagonistkę odcinka, która posiada specjalne, pajęcze moce; nie mylcie jej jednak nawet z żadną bieda-wersją Spider-Mana. Bliżej jej raczej w mocy sprawczej do przerośniętego pająka z niezrealizowanego ostatecznie projektu Superman Lives!, który w trzecim akcie miał wziąć się za łby i odnóża z Człowiekiem ze Stali. Później złowroga kobieta ginie, nie do końca wiadomo jak i po co, ale kto martwiłbym się tym oglądając produkcję, która w swoim statucie ma zapisany bezsens i brak logiki?
Najbliższe tygodnie mogą być dla nas naprawdę trudne do zniesienia. Jeśli scenarzyści nie zdecydują się w ramach jakiejś nieoczekiwanej wolty na szybką zmianę torów fabularnych i ujawnienie, kto stoi za działaniami Malefica, będziemy w dalszym ciągu obcować z marsjańską operą mydlaną i obrażalską aż do przesady Leną, majsterkującą w dodatku przy ludzkiej psychice. Jestem przekonany, że tego narracyjnego paliwa nie starczy na długo. Co więcej, dotychczasowe odcinki uformowane są z dokładnie tej samej fabularnej gliny - straszenie Maleficiem, straszenie Leną, miłostki Nii i Brainy'ego względnie Kelly i Alex plus jakiś trefniś udający złoczyńcę na doczepkę. Idę o zakład, że serial prezentowałby się znacznie lepiej, gdyby zamiast pająka dokooptowano do niego... wiewiórkę.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h