W czwartym tomie serii Superior Spider-Man twórcy wkraczają na nieznane wody. Otto Octavius ostatecznie wygrał pojedynek z resztkami osobowości Petera Parkera i wreszcie może bez przeszkód realizować swój niecodzienny plan zostania najskuteczniejszym superbohaterem na świecie.
Peter Parker zniknął na dobre, a Superior Spider-Man dopiero się rozkręca - tak najkrócej można podsumować Superior Spider-Man: No Escape, najnowszy tom przygód Pajęczaka. Choć oczywiście wciąż trudno nazywać tym mianem przebywającego w ciele Parkera uzurpatora, to jednak trzeba przyznać, że odmienne podejście do superbohaterstwa reprezentowane przez Octaviusa potrafi być przekonujące i z pewnością atrakcyjne fabularnie. Tym razem twórcy nie mogą już skupiać uwagi na konflikcie między Doc-Ockiem oraz pozostałościami osobowości Petera Parkera i dają nam próbkę tego, do czego zdolny jest ten pierwszy, idąc nową dla siebie, jakże nietypową ścieżką.
W Nie ma ucieczki mamy do czynienia z dwiema historiami odwołującymi się do wydarzeń sprzed serii Superior Spider-Man. I o ile w przypadku pierwszej polscy czytelnicy zostali gładko wprowadzeni w sieć fabularnych powiązań, to jeśli chodzi o tę drugą, nie znając przeszłych wydarzeń (choćby z serii Spider-Island), nie unikniemy wrażenia chaosu. Pierwsza opowieść skupia się na wydarzeniach w więzieniu Raft, w którym ma zostać przeprowadzona egzekucja na złoczyńcy Alistairze Smythe, znanym jako Spider-Zabójca. Dowiadujemy się, że jest on odpowiedzialny za śmierć żony burmistrza Jonaha Jamesona, która zginęła, ratując życie mężowi. Burmistrz planuje być obecny na egzekucji, podejrzewając, że złoczyńca będzie próbował jakichś działań zapobiegawczych. A że Jameson jest ostatnio w dobrych stosunkach ze Spider-Manem, uzyskuje od niego obietnicę, że ten pojawi się w Raft i dopilnuje, by wszystko przebiegło zgodnie z planem.
Jak się można łatwo domyśleć, nic nie przebiega zgodnie z planem i Smythe znajduje sposób, by nie tylko przerwać egzekucję, ale i pokusić się na próbę opanowania Raft. Dzięki temu dostajemy emocjonującą historię wyrównanego pojedynku w stylu filmowej Twierdzy. Oczywiście główne role w tej konfrontacji grają Spider-Man i Smythe, ale równie ważne są tu postacie poboczne, na czele nie tylko z przetrzymywanymi w Raft złoczyńcami, ale też z owładniętym żądzą zemsty i własnoręcznego wymierzenia sprawiedliwości burmistrzem Jamesonem. Zresztą to, co dzieje się na wyspie, bardziej przypomina komiksowe przygody Punishera niż Spider-Mana, zaskakuje finałem i konsekwencjami, które zaważą na dalszych działaniach Otto Octaviusa. Ta połowa najnowszej odsłony Superior Spider-Mana jest intensywna, nieźle pomyślana, umiejętnie łącząca zalety pełnego akcji widowiska z rozwojem postaci głównego bohatera. Później jednak zaczynają się schody.
Po pierwsze - co jeszcze szokującego może zrobić przebywający w ciele Spider-Mana Otto Octavius? W imię nowych ideałów i stania na straży bezpieczeństwa oraz porządku dopuścił się już przecież zabójstwa, a tego twórcy przecież nie przeskoczą. Owszem, stawiają przed bohaterem nowe wyzwania - takim jest bezlitosne zrównanie z ziemią zarządzanego przez Kingpina Shadowlandu - ale przestaje to robić już na nas odpowiednie wrażenie. Seria doszła bowiem do takiego momentu, w którym zwyczajnie zaczynamy tęsknić za Peterem Parkerem w stroju Spider-Mana, a twórcy przez to, że wytoczyli już najcięższe działa w historii transformacji Otto Octaviusa, nie mają zbytnio czym nas zaskoczyć. Fabuła z jednej strony grzęźnie w zbyt oczywistych zwrotach akcji, z drugiej zaczyna epatować niejasnościami - jak już zostało podkreślone powyżej, bez znajomości wcześniejszych przygód Spider-Mana, czytając drugą historię, można pogubić się w wydarzeniach i rolach odgrywanych przez poszczególne postacie. Pojawiają się, by zagościć na dłużej w fabule kolejni gracze - Phil Urich jako nowy Hobgoblin (przywdziewający ów kostium i imię za pozwoleniem poprzedniego właściciela), a także tacy bohaterowie jak Tinkerer, Tiberius Stone czy ukrywająca się w kanałach armia Zielonych Goblinów i w zasadzie niewiele z tego wszystkiego wynika.
Owszem, co do takiego rozwoju fabuły dostawaliśmy sygnały w poprzednich tomach, ale wydaje się, że to rozwój idący w zbyt przewidywalnym kierunku, a całą intrygę polowania Spider-Mana na Hobgoblina wciśnięto tu raczej na siłę. To chyba znak, że skończyły się świeże pomysły na dalsze losy Superior Spider-Mana i twórcy weszli - miejmy nadzieję, że tylko na moment - w koleiny przeciętnych superbohaterskich historii. Z wydaniem takiego jednoznacznego wyroku poczekajmy jednak do kolejnego tomu. Być może Nie ma ucieczki to tylko chwila wytchnienia przed jakimś kolejnym, wywracającym fabułę do góry nogami zwrotem. Oby, bo chociaż Otto Octavius w roli Spider-Mana naprawdę robi wrażenie, to i tak wszyscy podświadomie czekamy na powrót dawnego status quo i najlepiej, gdyby odbyło się to w spektakularnym rzecz jasna stylu.