Serial Superman i Lois z każdym kolejnym odcinkiem odbierał nadzieję na to, że może się wydarzyć w nim coś ciekawego. Coś, co przyciągnie do ekranu i zaskoczy. Ucieczka Ally Alston na początku dziewiątego epizodu dała niespodziewanie jeden z bardziej udanych momentów w tym sezonie. Żeby mogło się to udać, poświecić musiał się też Superman, który wskoczył za antagonistką do portalu i zniknął na ponad miesiąc. Ziemia musi radzić sobie bez Człowieka ze Stali, a jedynym jego następcą jest John Henry Irons - nomen omen - człowiek w zbroi z żelaza.  Dzięki zniknięciu Alston i Supermana oraz miesięcznemu przeskokowi w czasie całość zyskuje na dynamice, a opowieść wyraźnie nabiera rumieńców. Rodzina Kentów musi radzić sobie ze stratą, jednocześnie pielęgnując nadzieję na to, że Superman do nich wróci. Stracili nie tylko superbohatera, ale też ojca, co wpływa na Jonathana i Jordana. Pierwszy decyduje się na ujawnienie tego, kto jest dilerem niebezpiecznego narkotyku, natomiast Jordan zdaje sobie sprawę, że wielka moc i wielka odpowiedzialność wymagają od niego działania. Smallville (a może i cały świat!) potrzebuje Superboya.
The CW
Tak ustawione figury na planszy powodują, że wracamy do czasów, kiedy dobrze radzono sobie z akcentowaniem i prowadzeniem wątków w tym serialu. Odpowiednio rozdzielono czas między postaciami, dzięki czemu każda mniejsza czy większa historia ma tutaj odpowiednie rozwinięcie. Ulgę przynosi zwieńczenie kampanii wyborczej Lany Lang - splata się z główną fabułą i dobrze działa jako wątek poboczny. Na plus należy zaliczyć obecność Johna Henry'ego i jego córki, którzy mają wreszcie co robić. Jednocześnie wracamy do motywów związanych z trudnościami podróżowania po uniwersach. Szkoda, że nie zawsze udaje się ciekawie eksplorować ten temat, ale można powiedzieć, że produkcja Superman i Lois w jakimś sensie przeciera ten szlak dla innych seriali. Zniknięcie Clarka nastąpiło w idealnym momencie, ponieważ akcja potrzebowała mocnego impulsu. Mozolnie budowane od pierwszego odcinka wątki musiały wreszcie wypuścić gromadzoną przez długie godziny parę. Niezaprzeczalnie ozdobą odcinka była superbohaterska akcja Jordana, który uratował z opresji mamę i dziadka. Sekwencje miały dobre tempo, humor (Lois żartująca o wielokrotnym byciu zakładniczką) oraz "cool" moment, w którym Jordan używa mocy i pokonuje przeciwników. Narodziny nowego superbohatera nabrały rumieńców, bo wcześniej można było mieć wrażenie, że Jordan jest na doczepkę i na marne idzie to, co budowano w pierwszym sezonie.
The CW
+2 więcej
Superbohaterstwo ma swoją cenę i Jordan już się o tym przekonał. Jego relacja z Sarą wyraźnie straciła na jakości - nie ma tutaj chemii. Zgaduję, że sytuacja zmieni się, gdy wyjdzie na jaw, że Jordan jest synem Supermana, ale może twórcy znowu nas pozytywnie zaskoczą. Przykro, że twórcy dają nam udany odcinek wtedy, gdy Supermana prawie w nim nie ma. Może właśnie największy superbohater na Ziemi od tego jest, by poświęcać się dla większego dobra? Jasne, mamy do czynienia z pomysłem wygodnym, może nawet leniwym, ale skutecznym - i to jest najważniejsze! Końcówka zapowiada, że produkcja The CW idzie odważnie we własne multiwersum obłędu. Zobaczymy, jak będzie się to układać fabularnie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj