Superman. Mitologiczność. Tom 4 to kulminacja serii Briana Michaela Bendisa i zarazem domknięcie kosmiczno-ziemskich batalii herosa. Jak wypada finałowa odsłona cyklu?
Na polskim rynku równolegle ukazywały się aż dwie serie o Człowieku ze Stali, za które odpowiadał scenarzysta
Brian Michael Bendis.
Superman. Mitologiczność. Tom 4 staje się zwieńczeniem jednej z nich - to podsumowanie udane, zwłaszcza na tle poprzedniej odsłony cyklu, choć z całą pewnością pozostawia ono nieco do życzenia. Jego twórca po raz kolejny daje bowiem do zrozumienia, że tasowanie poszczególnymi elementami warstwy fabularnej jest dla niego najprawdopodobniej wartością samą w sobie. Czytelnik te reguły gry musi po prostu przyjąć; w przeciwnym wypadku może on zagubić się w przeskakiwaniu pomiędzy wątkami i gonitwie twórcy za celem, który momentami potrafi znikać z zasięgu naszego wzroku. Na całe szczęście Bendis tym razem podporządkowuje swoje zamiłowanie do fabularnych wolt tytułowej "mitologiczności", dzieląc się wciągającą refleksją na temat roli Supermana na Ziemi i szerzej - w całym wszechświecie. Przy takich ramach narracyjnych całkiem dobrze wyeksponowane w tym tomie jatki herosa ze złoczyńcami są zaskakująco wręcz strawne.
Już na początku
Mitologiczności czytelnicy mają więc okazję zobaczyć wiekopomny bój Człowieka ze Stali z Mongulem, tyranem ze Świata Wojny, który dążąc do likwidacji Organizacji Planet Zjednoczonych i stanięcia na czele nowej federacji będzie musiał obrócić Ziemię w perzynę. Rzecz w tym, że walczący o przetrwanie całej cywilizacji Superman jest teraz postrzegany jako samozwańczy zbawca i zarazem przywódca naszej planety - wszystko za sprawą jednego wideo, które znalazło się pod ostrzałem opinii publicznej. W innych historiach wchodzących w skład tego tomu pojawią się także złowroga Xanadoth i Utopika Synmaru. Szczególną ciekawość wzbudza druga z tych postaci, wywodząca się ze świata, którego mieszkańcy w przeszłości na własne oczy obserwowali zagładę Kryptona i wysłanie małego Kal-Ela na Ziemię. Decydenci uznali wówczas, że gdy dorosły już Człowiek Jutra zdecyduje się na bestialską próbę podboju kosmosu, z ich szeregów wyłoni się prawdziwy czempion, który będzie w stanie stawić czoło mocarzowi. Starcie Supermana i Utopiki przybierze naprawdę niespodziewany obrót...
Jestem zagorzałym miłośnikiem wędrówek Człowieka ze Stali po rubieżach wszechświata i przemyślanego pogłębiania mitologii kosmicznej części uniwersum DC - być może dlatego przymknąłem oko na grzeszki Bendisa i dałem się ponieść jego frywolnemu podejściu do budowania struktury fabularnej. Osobiście najbardziej przypadła mi do gustu opowieść o Synmarze i nieoczekiwanych związkach mieszkańców tej planety z Supermanem. Ci ostatni, choć na poziomie wizualnym prezentujący się jak wyjęci żywcem z superbohaterskiego korowodu dziwadeł, jawią się jako zbiorowy nośnik jakiejś kosmicznej pamięci, stworzonej z walki o przetrwanie, ale i z pierwiastka metafizycznego. Zrozumienie własnego dziedzictwa i kompleksowo pojętej natury towarzyszy zresztą ekspozycji samego Człowieka ze Stali, który naprzeciw wysłuchującego go Doktora Fate'a próbuje pojąć, kim jest i jakie jest jego rzeczywiste powołanie. Bendis te parareligijne wątki równoważy jednak wszędobylskim mordobiciem, podniosłym, ale i starannie umotywowanym. Szkoda tylko, że scenarzysta w wielu miejscach tej historii idzie na skróty, w ekspresowym tempie redukując choćby zagrożenie ze strony Xanadoth czy w trakcie akcentowania rozgrywającej się wewnątrz Utopiki przemiany.
Za oprawę graficzną tomu odpowiadali m.in.
Ivan Reis,
Kevin Maguire i
John Timms. Każdy z nich stanął na wysokości zadania, umiejętnie balansując na granicy stonowanych tudzież refleksyjnych w wydźwięku sekwencji i kosmicznych bitew o ogromnej sile rażenia. W scenach walk dynamika wydarzeń oddana jest w najdrobniejszych detalach, a rysownicy dbają również o to, by te batalie w każdym poszczególnym kadrze prezentowały się tak monumentalnie, jak to tylko możliwe.
Choć
Superman. Mitologiczność. Tom 4 w ogólnej perspektywie należy uznać za satysfakcjonujące domknięcie serii Briana Michaela Bendisa, stawiam dolary przeciwko orzechom, że ambicje tak doświadczonego na płaszczyźnie superbohaterskiej twórcy były znacznie większe. Scenarzysta najlepiej radził sobie tam, gdzie przychodziło mu ukazać związki Człowieka ze Stali z jego najbliższymi i całą cywilizacją - próba dopisania do mitologii herosa DC nowego, emocjonującego rozdziału na kosmiczną modłę zakończyła się jednak niepowodzeniem. Nieco przewrotne jest to, że druga z serii Bendisa o Supermanie, po którą mają okazję sięgać rodzimi czytelnicy, na tym polu rokuje znacznie bardziej obiecująco. Czasem dobrze jest jednak pojąć, że w obliczu spotkania z Człowiekiem ze Stali jesteśmy tylko i aż ludźmi. A najwięcej o tym do powiedzenia może mieć... Clark Kent.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h