Na polskim rynku aktualnie ukazują się aż dwie poświęcone Człowiekowi ze Stali serie, których autorem jest Brian Michael Bendis. Dzięki temu rodzimi czytelnicy mogą wyrobić sobie jeszcze pełniejszą opinię na temat sposobu odczytywania przez legendarnego scenarzystę mitologii pierwszego z superbohaterów. W komiksie Superman. Saga jedności. Ród El. Tom 2 autor najlepiej udowadnia, że pod tym względem znajduje się na fali wznoszącej; co prawda w aspekcie fabularnym nie wszystko tutaj wychodzi, jednak Bendis bardzo konsekwentnie podchodzi do tego, by w historię tytułowego rodu El wprowadzić rewolucję. Ta z całą pewnością podzieli odbiorców - jedni zobaczą w niej rzeczywisty przełom, inni z kolei będą psioczyć na niewiele wnoszące w opowieść wątki czy dyskusyjne potraktowanie niektórych z postaci. Jeśli jednak spojrzymy na ten tom z szerszej perspektywy, dostrzegając w nim przede wszystkim kolejną odsłonę coraz bardziej wciągającej serii, powinniśmy mieć spore powody do zadowolenia. Bendis trzyma czytelnika w napięciu do samego końca lektury, a po artyście tej klasy powinniśmy spodziewać się satysfakcjonującej realizacji nakreślonych obietnic.   Syn Supermana i Lois Lane, Jon Kent, na dobre powrócił na naszą planetę. Wiemy już, że wraz ze swoim dziadkiem, Jor-Elem, przeżywał kosmiczne przygody, które na trwałe zmieniły jego ciało (w końcu po komplikacjach czasoprzestrzennych jest on młodym i silnym 17-latkiem), jak również osobowość. Nie może być inaczej, skoro ta międzypokoleniowa sztafeta spotykała na swojej drodze choćby Lobo, Korpus Zielonych Latarni czy Syndykat Zbrodni. Rzecz w tym, że galaktyczne wojaże zrodziły konflikt, z którym teraz będzie musiał zmierzyć się sam Człowiek ze Stali. Na przeciwległym biegunie fabularnym pojawiają się pytania o to, co de facto stanowi sens działania Jona - może nie wyjawił on ojcu całej prawdy? W dodatku istotna jest kwestia Jor-Ela, poszukiwanego przez rozwścieczoną grupę kosmicznych ras, odgrywającego kluczową rolę w zagładzie Kryptonu. W tej historii nie mogło też zabraknąć generała Zoda i innego złoczyńcy, Rogola Zaara, który wszem wobec przypisywał sobie zniszczenie macierzystej planety rodu El. Rodzinne widma przeszłości warunkują tu więc teraźniejszość i uderzają ze zdwojoną siłą. 
Źródło: Egmont
Intrygującym punktem wyjścia dla warstwy fabularnej jest to, że została ona zaklęta w historii Jona, który opowiada o swojej wędrówce z dziadkiem coraz bardziej zaniepokojonym rodzicom. To właśnie dlatego Bendis może sobie pozwolić na prowadzenie swoistej gry z czytelnikiem, systematycznie odkrywając przed nim kolejne tajemnice tudzież wysyłając mylne tropy - dojście do prawdy wydaje się trudniejsze, niż mogliśmy początkowo zakładać. Możemy się też spierać o woltę związaną z modyfikacją wieku młodego Kenta; w toku lektury przeszkadzała mi ona coraz mniej, zważywszy jeszcze na to, że ustawiła podwaliny pod zaskakujący finał opowieści, a przy okazji ujawniła, w jaki sposób scenarzysta postrzega przekazywanie superbohaterskiego dziedzictwa. Z drugiej jednak strony sama akcja przepełniona jest sporą dawką kosmicznych bitew i międzygalaktycznych spotkań, które nie zawsze będą fabułę ubogacać. Owszem, podsumowanie wątku Rogola Zaara czy wejście na trajektorię kolizyjną z Syndykatem Zbrodni to elementy, którym trzeba przyklasnąć, jednak z czasem zaczynają one tracić na znaczeniu. Koniec końców tom ten broni się jednak tym, że Bendis wylał tu solidne fundamenty pod kolejne odsłony historii. Innymi słowy: nawet jeśli czujesz, że narracja mogłaby być prowadzona lepiej, to z nieznanych przyczyn i tak jesteś ciekaw dalszych losów Jona, Supermana i reszty postaci. Ot, sztuczka, z której w komiksach korzystają tylko najwięksi.  Odpowiedzialni za warstwę wizualną, z Ivanem Reisem i Brandonem Petersonem na czele, dwoją się i troją, by oddać skalę zagrożenia czy pokazać kosmos jako miejsce tętniące życiem. Robią to z powodzeniem, co widać najlepiej na przykładzie sposobu ekspozycji osadzonych w kosmicznej pustce bitew - gdy trzeba, przytłaczających, w innym miejscu otwierających bramę do kolejnych wydarzeń. Styl rysowników jest zbliżone, a przy tym bardzo ekspresyjny, co powinno przypaść do gustu większości odbiorców.  Jeśli po lekturze komiksu Superman. Saga jedności. Ród El. Tom 2 odczujecie niedosyt, zapewniam Was, że w tym odczuciu nie jesteście sami. Brian Michael Bendis co prawda mocno główkował nad tym, aby wymyślona przez niego historia faktycznie była spójna, jednak nieliczne potknięcia fabularne będziemy mu w stanie wybaczyć, o ile tylko zaufamy w jego moc sprawczą na polu twórczym. Jak na razie scenarzysta nie zdecydował się na wyciśnięcie całego potencjału ze swojej osobowości, to wciąż tylko i aż dobra pozycja superbohaterska, lecz pozostaje mieć nadzieję, że artysta tego formatu ma w zanadrzu niespodzianki - o tym przekonamy się już niebawem. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj