Susza to nowy thriller kryminalny na podstawie książki pod tym samym tytułem, w którym w roli głównej występuje dawno niewidziany na dużym ekranie Eric Bana. Zwięzły tytuł subtelnie zarysowuje nam klimat produkcji – opowieść rozgrywa się podczas straszliwej, trwającej już blisko rok suszy w Australii, która reprezentowana jest przez małe miasteczko Kiewarra. W ten właśnie światek wkraczamy razem z Aaronem Falkiem (Bana), agentem federalnym, który powraca w rodzinne strony na pogrzeb swojego przyjaciela z dzieciństwa. Tragiczne wydarzenie, trudne wspomnienia i prywatne dramaty z przeszłości sprawiają, że Aaron postanawia przyjrzeć się zastanej rzeczywistości nieco bliżej – nie może bowiem uwierzyć, by zmarły przyjaciel i jego rodzina zginęli w takich okolicznościach, w jakich wszyscy to przedstawiają. Choć produkcja wizualnie i aktorsko stoi na dobrym poziomie, sama historia jest bardzo powolna. Nie uświadczycie tu szalonego napięcia czy momentów kulminacyjnych, podczas których z nerwów podskakuje się w fotelu – przez większość czasu towarzyszymy Aaronowi, który snuje się po mieście, przywołując wspomnienia. Opowieść toczy się bowiem dwoma torami, bieżącym i retrospektywnym – obserwujemy zarówno teraźniejsze próby rozwikłania zagadki śmierci przyjaciela, jak i dramatyczną historię, która wydarzyła się dwadzieścia lat temu. Łącznikiem obydwu zdarzeń jest właśnie Aaron – twórcy położyli w zasadzie cały ciężar fabuły na ramiona Bany i choć aktor radzi sobie dobrze, nie da się oprzeć wrażeniu, że jest to film opowiedziany tylko z jednej perspektywy - w tym konkretnym przypadku wypada to trochę blado i momentami monotonnie, bo wątki rozgrywające się w tle zdecydowanie miały potencjał na to, by lepiej im się przyjrzeć. Scenariusz nowej produkcji nie zaskakuje – historię rozpisano na schemacie, który nie jest niczym nowym w kinematografii. Oto do rodzinnego miasteczka powraca dawno niewidziany obywatel, który obecnie prowadzi pełne sukcesów życie w wielkim mieście. Lokalsi patrzą na niego spode łba:  raz - z zazdrości, że wyrwał się z tej dziury i mu się powodzi; a dwa - wciąż mając w pamięci jego obraz sprzed lat i to, czego się dopuścił. W swojej nostalgicznej podróży mężczyzna trafia na wrogów jak i na utraconą miłość, by w efekcie przyczynić się do połączenia wszystkich kropek w łamigłówce, która pożera tę społeczność. W finale co prawda twórcy wyciągają jeszcze nieoczywistego asa z rękawa (bez niego byłoby już całkiem przeciętnie), jednak sama forma tej opowieści jest taka, jakiej w kinie wiele. Film nie zaskakuje, choć były ku temu możliwości. Mam nawet wrażenie, że próba połączenia teraźniejszej zbrodni z tym, co działo się lata temu, oraz dodatkowa katastrofa klimatyczna są w dla tej sennej produkcji kalibrem odrobinę za ciężkim – ile bowiem dramatów może wytrzymać małe miasteczko w opustoszałej części Australii? Namnożone i trochę rozdmuchane wątki kryminalne przytłaczają tę opowieść i sprawiają, że wybrzmiewa trochę niewiarygodnie, a tym samym nie budzi należytych emocji. Zupełnie tak, jakby twórcy - chcąc wymusić na widzu przejęcie i poruszenie - włożyli do tej fabuły o jeden element za dużo. Mimo paru zgrzytów i pewnej naiwności tej historii, seans Suszy upływa jednak dość przyjemnie i film paradoksalnie jest w stanie przytrzymać widza przy ekranie – opowieść, choć płynie powoli, dość dobrze się klei i naturalnie chcemy wiedzieć, jakie będzie rozwiązanie. Choć sugerowane od samego początku, nie jest ono całkowicie przewidywalne, co oczywiście zapisać można na plus. Widać, że twórcy starali się zaskoczyć widza kilkoma pomysłami fabularnymi; wprowadza się tu też mocne dramaty osobiste i tematy dość trudne – film, w wydźwięku ogólnym, jest raczej smutną i dołującą opowieścią, w dodatku bez happy endu. To, w połączeniu z suszą w szerokich i pustych kadrach, fajnie oddziałuje na wyobraźnię, a film zyskuje ciekawy, dobrze wyczuwalny klimat. Susza to produkcja do obejrzenia na raz - niecałe dwie godziny seansu owocują przyzwoitą opowieścią, której faktycznie można dać szansę. Nie oczekujcie jednak fajerwerków, w gruncie rzeczy film nie wyróżnia się niczym nowatorskim czy oryginalnym. Warto obejrzeć choćby dla samych krajobrazów, ścieżki dźwiękowej oraz obsady, która daje z siebie wszystko. Po seansie jednak historia nie zostanie w głowie zbyt długo.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj