Do powieści napisanych przez debiutantów, a szczególnie kryminałów, które wymagają specyficznego podejścia do kreowania opisywanych wydarzeń, należy podchodzić ostrożnie. Jednakże od czasu do czasu trafia się powieść, która sprawia, że można zyskać zaufanie do początkujących pisarzy. Taką pozycją jest The Dry Jane Harper – autorki dopiero zaczynającej karierę pisarską, choć dzięki dziennikarskiemu doświadczeniu świadomie posługującej się zabiegami literackimi.
Akcja kryminałów wielokrotnie toczyła się w małych, niemal ksenofobicznych społecznościach, gdzie każdy zna każdego, a mroczne sekrety kryją się w niejednym domu. Harper wykorzystuje ten motyw i osadza akcję w niewielkim australijskim miasteczku (wiosce w zasadzie), w której dochodzi do brutalnej zbrodni. Na farmie ginie niemal cała (oprócz malutkiej dziewczynki) rodzina Hadlerów, a głównym podejrzanym jest ojciec, Luke, którego zwłoki zostały znalezione z narzędziem zbrodni. W takiej sytuacji ferowanie wyroków w małych społecznościach odbywa się błyskawicznie.
I pewnie na tym by się skończyło, gdyby nie przybywający na pogrzeb przyjaciela agent federalny Aaron Falk, który niechętnie postanawia przyjrzeć się śmierci Luke’a, który dawno temu zapewnił mu alibi w sprawie śmierci ich koleżanki, Ellie. Pod pozorem nieoficjalnego dochodzenia rozdrapuje stare rany i spotyka się z ostracyzmem, a nawet agresją ze strony mieszkańców.
Właśnie ten element jest w Suszy najbardziej interesujący: nie dochodzenie toczące się na dwóch płaszczyznach (tu mamy do czynienia z klasyczną mrówczą robotą i mozolnym łączeniem faktów), ale wątki obyczajowe i próba przedstawienia mechanizmów zachodzących w małej społeczności. Pewnie, czytaliśmy o tym już wielokrotnie, ale dobrze przedstawione lokalne piekiełko przyprawia odbiorcę o ciarki na plecach równie dobrze, co najbrutalniejsza zbrodnia.
Tytułowa susza, choć przenikająca Kiewarrę na wskroś, nie odgrywa w fabule znaczącej roli; choć z pewnością odciska swoje piętno na postaciach, podkręca emocje i wywołuje frustrację. Co prawda pod sam koniec zyskuje nieco na bezpośrednim znaczeniu fabularnym, ale należy to odbierać raczej jako chęć podkręcenia emocji niż prawdziwą konieczność.
Właśnie, jedyne zastrzeżenia można mieć do finału. Oba wątki – zarówno mordercy rodziny Hadlerów, jak i śmierci Ellie – pozostawiają pewien niedostatek. Ich rozwiązania, tak oczywiste w swej nieoczywistości, mają znamiona znanej kliszy i sprawiają, że zakończenie jest nieco słabsze niż obiecywały to wcześniejsze fragmenty powieści.
Jane Harper umiejętnie prowadzi czytelnika przez swoją opowieść, nawet jeśli niektóre z rozwiązań są dość typowe dla kryminałów i przez to nie przynoszą aż tak dużego zaskoczenia, jakiego należałoby oczekiwać. Niemniej, dzięki umiejętnej narracji, w której pojawiają się liczne retrospekcje, autorka stworzyła interesujący kryminał z silnym akcentem obyczajowym. Solidny debiut.