Akcja skupia się na Święcie Dziękczynienia, podczas którego zjawia się brat Murraya. I to też największy problem odcinka, bo postać jest strasznie sztampowa, nudna i mało śmieszna. Schemat wykorzystany przy tworzeniu tego bohatera jest za często wykorzystywany, a przez to przy tak przeciętnej realizacji trudno zaliczyć go do udanych. Jego relacja z Murrayem nie potrafi rozbawić, podobnie jak stereotypowe próby zarabiania na ludzkiej naiwności. Prawdopodobnie jedyną ich wspólną sceną, która sprawia pozytywnie wrażenie, jest pogodzenie się w aucie i późniejsza kolacja. Szkoda, że The Goldbergs marnuje swój świąteczny odcinek na tak nijaki temat.

Nostalgia za latami 80. nadal jest mocną stroną tego serialu. Gdy brat Murraya zjawia się DeLoreanem, trudno się nie uśmiechnąć. Kilka żartów z nim związanych można zaliczyć na plus. Tak samo dobrze wygląda pani Goldberg, której arcypoważne traktowanie świąt i oczekiwanie podziękowań ma w sobie nutkę komizmu. Są w tym wszystkim zabawne momenty.

Ważnym wątkiem okazuje się relacja braci, którzy zgodnie z tradycją rywalizują we własnym sporcie. Adam zawsze przegrywa, ale w końcu los się odwraca. Ten prosty zabieg pozwala nam ładnie pogłębić związek Adama i Barry'ego oraz przekonać nas do braterskiej więzi, która jest ciągle rozbudowywana. Mała rzecz, a cieszy.

Niestety The Goldbergs tym razem rozczarowuje, nie dostarczając wrażeń i śmiechu na dobrym poziomie.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj