Kolejna francuska komedia szturmuje nasze kina. Czy historia o rodzicach starających się posklejać złamane serce syna po rozstaniu z ukochaną rozbawi widzów?
Rodzice Vincenta (
Thomas Solivéres) traktują go jak małego chłopca, mimo że dawno skończył 18 lat. Kiedy ich syn zostaje porzucony przez swoją pierwszą, wielką miłość i wpada w czarną rozpacz, postanawiają wziąć sprawy w swoje ręce. Przecież nikt lepiej nie obrzydzi wspomnień o byłej niż kochający nad życie rodzice. Szybko układają program miłosnego detoksu, który jak się okaże, zadziała trochę nie tak, jak wszyscy zakładali.
Nowa komedia familijna w reżyserii Frederica Forestiera w lekki sposób pochodzi do tematu, który wszyscy dobrze znają, czyli „ile jesteś w stanie zrobić dla miłości”. Głównie bohaterowie przerzucają się dziwacznymi wyzwaniami, by pokazać, kto kocha kogo bardziej. Nie powiem, film ma wiele zabawnych momentów. Jednak sama konstrukcja jest bardzo nierówna. To typowa produkcja mająca na celu poprawić nam nieco humor.
Mon poussin to film z gatunku „obejrzyj i zapomnij”.
Ciężar całej produkcji spada na barki rodziców tytułowego synalka – Clea (
Isabelle Nanty) i Vincenta (Pierre-Francois Martin-Laval). Ludzi, którzy pomimo swojego wieku wciąż zachowują się jak nastolatkowie. Starają się być wyluzowanymi rodzicami, którzy w stosunku do swojego pierworodnego są zbyt nadopiekuńczy. Co odbija się zresztą na młodszej córce. Wszystko jest tutaj schematyczne i niczym widza nie zaskakuje. Sama historia jest nam dobrze znana z podobnych rodzinnych filmów, gdzie problem dziecka powoli zaczyna się przenosić na rodziców i w pewnym momencie role się odwracają. Nagle to dziecko musi pomóc rodzicom w rozwiązaniu kryzysu, jaki wkradł się w ich związek.
Jak wspomniałem humor jest tutaj strasznie nierówny. Ciekawe i inteligentne dowcipy zostały bowiem przemieszane z żartami obrzydliwymi. Co najlepiej pokazuje pojedynek małżonków w kuchni o to, kto spożyje obrzydliwszą potrawę. Przy niektórych konfiguracjach gastronomicznych to nawet chłopaki od
Jackass: The Movie by wymiękli.
W
Synalku brakuje pogłębionej analizy związku między rodzicami a dziećmi, która w tym wypadku też mogła wyjść zabawnie. Jednak reżyser postanowił pójść na łatwiznę. Wiele razy w kinie widzieliśmy już dzieci, które mentalnie są dojrzalsi od swoich rodziców. Nie ma w tym już nic odkrywczego.
Jedyne, co może dziwić, to jak mocno kino francuskie wkroczyło do naszych kin. Praktycznie co tydzień mamy premierę jakiejś komedii z Paryżem w tle. W tym miesiącu mogliśmy oglądać chociażby
À bras ouverts,
Paris Can Wait czy
Raid dingue. To akurat bardzo dobry sygnał. Świadczy o tym, że nasi dystrybutorzy zaczęli otwierać się na inne rynki niż amerykański.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h