W pierwszym epizodzie poznajemy przede wszystkim nowy rozkład sił. Jax nosi naszywkę „president” i teraz cały ciężar, który nie dotykał go bezpośrednio jako VP, spada na jego barki. A bałagan do posprzątania jest przecież gigantyczny… Związki z Irlandczykami i Galindo, Bobby w więzieniu, śmierć Pineya, stan Opiego, z trudem dochodzący do zdrowia Clay (który mimo to nie przestaje być groźny), śmierć Veroniki Pope – a to nadal nie wszystko, z czym będzie musiał zmierzyć się młody Teller. Wizja, którą przedstawił JT w „The Life and Death of Sam Crow: How the Sons of Anarchy Lost Their Way” i która przez pewien czas zapładniała wyobraźnię jego syna chyba nigdy nie była tak odległa.
[image-browser playlist="597533" suggest=""]
©2012 FX.
Odcinek „Sovereign” rozpoczyna się narracją nowego przewodniczącego. Jax rozmyśla o drodze (czy raczej Drodze), o tym, co w życiu motocyklisty piękne, o świecie wokoło, który przestaje się liczyć. Ujęcie jest spokojne, liryczne i płynnie przechodzi w kolejne sceny. Pierwsza prezentuje Claya, zgarbionego, zniszczonego życiem, podłączonego do tlenu, zbierającego swoje rzeczy. W drugiej widzimy obraz po ostrej imprezie, bałagan i nagie nieprzytomne dziewczyny. Można pomyśleć, że to SAMCRO zabalowali, póki kamera nie pokazuje ostatniej, spółkującej jeszcze pary – Gemmy i jakiegoś Latynosa. W trzeciej obserwujemy Tarę w kąpieli. Ręką w gipsie trzyma papierosa, druga spoczywa obok broni, gotowa chwycić ją w każdej chwili. Wszystkie te ujęcia to wskazówki, jak potoczy się piąty sezon „SoA”.
Przede wszystkim odcinek ten przedstawia nam nowe postaci, które odegrają ważne role w dalszych epizodach. Jedną z nich jest wspomniany już Latynos – Nero Padilla (w tej roli Jimmy Smits), właściciel agencji towarzyskiej Diosa, nowy kochanek Gemmy, który za jej sprawą zacznie mieć coś wspólnego z SAMCRO. Postać od pierwszych scen robi fantastyczne wrażenie i sądzę, że trudno nie zapałać do niej sympatią. Na przeciwległym biegunie należy umiejscowić Damona Pope’a (Harold Perrineau), gangstera pociągającego za sznurki Dziewiątek i aktualnie wściekłego z powodu śmierci swojej córki, która pod koniec poprzedniego sezonu zginęła z rąk Tiga. Kiedy widzimy Pope’a po raz pierwszy, wydaje się on dosyć niepozorny, ale jeszcze przed końcem odcinka zaprezentuje, jak ogromną nienawiść jest w stanie wzbudzić.
[image-browser playlist="597534" suggest=""]
©2012 FX.
Kolejnym wątkiem, który mocno namiesza w przyszłości, jest oczywiście wątek Claya. Choć groteskowo zgarbiony, wykrzywiony i słaby, nie przestaje być groźny. Więcej nawet – w tej chwili nie ma już nic do stracenia, więc może podjąć ryzyko każdej gry. Jax ma świadomość, że nie będzie mógł spuścić oka z ojczyma nawet na moment.
Narasta też konflikt między Tarą a Gemmą. Widać, że kobiety są gotowe walczyć o Jacksona oraz o chłopców i choć przewagę ma Tara jako matka, to Gemma dłużej żyje w świecie intryg. Jednocześnie widać, iż Tara wciąż jest zdruzgotana po wypadku, który najprawdopodobniej przekreśli jej karierę chirurga. Muszę też przyznać, że postać dr Knowles-Teller to jedyna, która raziła mnie w tym odcinku. Mam wrażenie, jakby wcielająca się w jej rolę Maggie Siff nie zmieniała wyrazu twarzy bez względu na to, co aktualnie gra. Męczy mnie też sam rozwój postaci Tary – nie pierwszy raz dopadła mnie myśl, że jest ona żywym dowodem na to, dlaczego nie powinno się zbyt wcześnie łączyć par, którym kibicują widzowie. Po happy endzie niekoniecznie jest już co zrobić z heroiną romansu. Bohaterka ta była o wiele ciekawsza, kiedy walczyła o miłość oraz w pierwszych momentach związku.
[image-browser playlist="597535" suggest=""]
©2012 FX.
Pierwszy odcinek piątego sezonu „Synów Anarchii” zmienia wiele, wprowadza mnóstwo emocji. Dostajemy sygnały, które wątki będą istotne, a które zejdą na dalszy plan (jako fanka postaci Otto żałuję trochę, iż najpewniej ten nie odegra już żadnej roli w „SoA”), nowy podział ról, nowych bohaterów… Sutter prezentuje też kilka niezwykle mocnych scen, po których widzowie najpewniej będą ostro przeklinać lub zerwą się od ekranów na szybkiego, nerwowo wypalanego papierosa. Jednym epizodem podkręca tempo maksymalnie i pokazuje, że to, co prezentował przez poprzednie sezony, było niezwykle złagodzoną wersją tego, co nas czeka. Tak naprawdę jest to moment, w którym można zapytać, dlaczego „Synowie…” mają tak wysoki poziom, że nie można po prostu zrezygnować z oglądania, bo każdy kolejny seans to pozwolenie twórcom na solidne zamieszanie w naszej psychice. Jednocześnie trudno go nie polecić, bo warto. Po prostu warto obejrzeć tak znakomitą historię… jeśli tylko ma się dość silne nerwy.
Ocena: 9/10