Imogen Hermes Gowar nie jest jeszcze powszechnie znaną pisarką. Jeszcze, ponieważ jej The Mermaid and Mrs. Hancock to dopiero debiut, którym już udało jej się oczarować wielu krytyków i przekonać do siebie niejednego czytelnika. Mnie osobiście do sięgnięcia po jej dzieło skłoniła zapowiedź dickensowskiego stylu. Tak się akurat złożyło, że szanowny pan Charles Dickens w moich fascynacjach literackich od lat zajmuje zaszczytne miejsce. W związku z tym na współczesnych pisarzy wzorujących się na stylu wielkiego mistrza patrzę z mieszaniną ciekawości i zwątpienia. Trudno mi uwierzyć, że ktoś w dzisiejszych czasach byłby w stanie skopiować rozwlekłą, gustownie ironiczną narrację i głębię prezentacji zarówno tamtych czasów, jak i poszczególnych bohaterów. Tym większą niespodzianką okazała się dla mnie powieść Gowar. Brytyjska pisarka swoim najnowszym dziełem rzeczywiście przenosi czytelnika w brutalne realia XVIII-wiecznej Anglii i, zwłaszcza w początkowej fazie książki, ociera się o dickensowski ideał.
Niestety, dla wielu Dickens to jeden z największych nudziarzy w historii literatury. Nawet ja jako jego fanka, rzeczywiście czasem dostrzegam, że chęć dorobienia na wyjątkowo obszernym tekście przysłaniała mu dobro czytelnika. Tego błędu na szczęście Imogen Hermes Gowar udało się uniknąć. Co więcej, autorka zdecydowała się dodać swojej powieści nieco więcej pikanterii przez opisywanie spraw, które Dickensa mogłyby przyprawić o rumieniec wstydu. Główną bohaterką jej książki jest, jakby to powiedziano w XVIII wieku, kobieta o wątpliwej reputacji. Angelica Neal, mimo że prowadzi się nie najlepiej i podejmuje niezbyt rozsądne życiowe decyzje, nie jest jednoznaczną postacią. Gowar oszczędziła nam naiwnej historyjki o zagubionym dziewczęciu. Angelica przynajmniej stara się być silną i wyzwoloną kobietą. Oczywiście okoliczności jej nie sprzyjają, XVIII wiek to nie jest łaskawy czas dla tego typu kobiet, ale ona wciąż nie ustaje w walce o poprawę swojego losu. I choć droga ta wymaga od niej poświęcenia dumy i honoru, to jednak osądzanie jej nie przyjdzie czytelnikowi łatwo.
Źródło: Albatros
Inaczej sprawa wygląda z kolejnym bohaterem - panem Hancockiem, sprawnie prosperującym przedsiębiorcą, który mimo iż pod wieloma względami ma dużo łatwiej chwilami zachowuje się jak rozkapryszone dziecko. Jest to jedna z tych postaci, które aż proszą się o jakieś życiowe zawirowania, potrzebują porządnego wstrząsu, by przejrzeć na oczy. Dla niego kłopoty pojawiają się wraz z syreną. Tak, tak, chodzi tutaj o takie morskie stworzenie – połączenie kobiety i ryby. Jeden z kapitanów pracujących dla Hancocka zamiast zamówionego transportu przywozi ze sobą martwą syrenę, prawdziwą osobliwość, która może być gwarancją solidnego zarobku. Okazuje się, że znalezisko przynosi Hanckokowi nie tylko pieniądze, ale też jest przepustką do zupełnie innego świata – do świata Angelicki Neal. Nie trzeba dodawać, że od tego czasu kłopotów panu Hanckokowi tylko przybywa. Trzeba przyznać, że historia stworzona przez Gowar jest naprawdę wciągająca. Klimat jej książki nie pozwala oderwać się od czytania przez długie godziny. Ale niestety potem następuje zakończenie. Zakończenie, które odziera powieść praktycznie ze wszystkich zalet, a czytelnikowi nakazuje zastanowić się nad odwiecznym pytaniem – co autor miał na myśli? Wygląda to trochę tak, jakby pisarka pod koniec chciała nadać swojemu dziełu jakiś metaforyczny, głęboki sens. Jakby nagle uświadomiła sobie – „ej, nie chcę, żeby moja książka była tylko dobrą rozrywką”. Niestety zakończenie to nie najlepszy moment na tworzenie pogłębionych znaczeń, za to fantastyczny na zrujnowanie dotychczasowej pracy i dobrej opinii czytelnika.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj