Taką opinie można mieć po lekturze "Szaleństwa elfów", trzeciego tomu serii stworzonej przez Karen Marie Moning. Główną bohaterką jest MacKayla Lane, młoda amerykanka, która dotąd żyła pełnią zwykłego życia. Wszystko zmieniło się, kiedy dotarła do niej informacja, że jej siostra, Alina, została zabita w Dublinie. Po przybyciu na miejsce MacKayla odkryła zupełnie szokujące dla siebie informacje. Między innymi, że podobnie jak Alina jest widzącą sidhe - kobietą, która potrafi zobaczyć to, co jest "obok" nas. W tym przypadku są to elfy, przenikające do naszego świata i podzielone na dwa obozy, prowadzące ze sobą wojnę. W której najbardziej może ucierpieć… świat ludzi.

Mac trafia w sam środek tej wojny. Nie wie, kogo może mieć za sojusznika - czy Barronsa, właściciela księgarni oraz człowieka (?) o większej ilości sekretów niż Nick Fury, czy V'lane'a, dobrego (?) elfa, który uwodzi wszystko, co kobiece. Czy może jeszcze kogoś innego. Ale czy w tym świecie można liczyć na prawdziwą pomoc? Czy tylko na interesy stron oraz to, komu akurat Mac jest potrzebna? Żywa, rzecz jasna. Do tych problemów jeszcze można dorzucić bardzo zabójczą księgę, pałętającą się po Dublinie, którą wykryć potrafi tylko Mac, a która jest złem w najczystszej postaci…

Na pierwszy rzut oka, zwłaszcza po opisach "reklamowych" na okładce, można mieć wrażenie, że "podniecenie" (tak, to w tym sensie), będzie wypełniało każdy cal książki. Że akcja będzie prowadzona od jednego szczytowania bohaterki do drugiego, fabułę zostawiając samopas/ewentualnie wyprowadzając z niej okazje do uprawiania seksu w każdym możliwym miejscu. Jednak pod tym względem ksiązka zaskakuje - fabuła naprawdę odgrywa znaczącą rolę, czasem potrafi wciągnąć (zwłaszcza kilka ostatnich rozdziałów). Co prawda książka nie posiada własnego wątku głównego, osobnego od architektury całej serii (ach, gdzie te czasy, kiedy seryjność oznaczała właśnie coś takiego…) i bez znajomości pozostałych tomów czytelnik może się nieco gubić (nie jednak całkowicie). Ale, jak to przystało na współczesną literaturę tego gatunku, seks musiał się pojawić. Na szczęście nie w liczbie tak mnogiej, jak się potrafi zdarzać, nie tak dosłowny i nie tak brutalny. Jednak jest, zwłaszcza niszczący bardzo dobre zakończenie (bardzo mięsisty i niestety niesmaczny cliffhanger).

Książka pisana jest z perspektywy głównej bohaterki - to ona nas prowadzi po ciemnych i niebezpiecznych ulicach i zaułkach Dublinu. Mac nie można odmówić uroku osobistego - to bohaterka, z którą, w czasie czytania, może nie idzie się zaprzyjaźnić, ale polubić jak najbardziej. Stara się w tej całej wojnie światów i mocy zachować po prostu swoją ludzkość. Co czasem prowadzi do bardzo zabawnych sytuacji. Oraz głębokich przemyśleń.

Na plus można Mac zapisać muzykę, jaką ma na swoim iPodzie (czasem da się ją "usłyszeć" w samej powieści) - można tu chociażby wspomnieć "Don`t Fear the Reaper" Blue Oyster Cult czy "Bad Moon Rising" Creedence Clearwater Revival. Bardzo, bardzo klimatyczne utwory. No i dziewczyna ma gust co do samochodów - między innymi w powieści porusza się kultowym dodgem viperem.

Powieść raczej nie ma szans zawojować świata, tak jak inne tego typu pozycje. Jednak nie wydaje się też być całkowicie słabą pozycją. Zaprawdę, można znaleźć kilka innych książek, pisanych w tym nurcie, które naprawdę nie powinny wyjść. Przynajmniej trochę drzew dłużej by produkowało tlen dla ludzkości. Co jest o wiele pożyteczniejsze.

W ostatecznym rozrachunku "Szaleństwo elfów" dostaje mocne 7 i uwagę, że można spojrzeć i nawet tak się nie sparzyć strasznie.

Ocena: 7

[image-browser playlist="599850" suggest=""]

©2012 MAG

Autorka: Karen Marie Moning
Tłumaczenie: Anna Studniarek
Liczba stron: 414
Wydawnictwo: MAG
Wydano: 2012

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj