„Widzę martwych ludzi”. Te słowa, będące przecież cytatem ze sławnego filmu, wypowiedziane zresztą w specyficznym miejscu i czasie, w zasadzie streszczają nam główny problem bohaterki. Oto Ida Brzezińska, rezolutna dziewczyna, studentka psychologii in spe, rusza do zatłoczonego Wrocławia, by rozpocząć nowe życie, z dala od oczekiwań rodziców… i magii. Cóż jednak z tego, że uparte dziewczę chce pozostawić to wszystko za sobą, skoro ma pecha? Chociaż nie – to Pech ma Idę, jak zgrabnie i w swoim stylu wyjaśniła nam to autorka. Razem więc ze swym Pechem, sarkazmem i nadzieją na normalne życie, która przecieka miedzy palcami, wplątuje się w historię, z której niełatwo będzie się wyplątać – bo na szali waży się nie tylko życie, ale i dusza. Na szczęście Ida nie jest osamotniona w tej walce – wspiera ją marudna, stara i mądrzejsza niż się zdaje ciotka Tekla oraz Gryzak, dziwaczny magiczny  konstrukt, (prezent od małoletniego Indianina, który mimo wieków w zaświatach nadal nie nauczył się palić fajki) czasem przypominający futrzaste zwierzątko, czasem natomiast jednookiego szalonego mordercę. A jeśli zrobi się naprawdę źle, można liczyć na dziewczynkę z patelnią lub zadzwonić na policję. Tę magiczna policję. ‌Szamanka od umarlaków już od pierwszej –  dosłownie od pierwszej! –  strony czaruje nas formą i treścią (choć tytułowa Szamanka czarować nie umie!), nie dając nam najmniejszej szansy, by owemu urokowi się przeciwstawić. Dopracowany, ale niezbyt ciężki styl pisania sprawia, że książka nie męczy czytelnika, a praktycznie czyta się sama! Debiut, którym uwodzi nas Martyna Raduchowska, to opowieść lekka i zabawna, a przy tym arcyciekawa, ale nie dajcie się zwieść pozorom – to w końcu historia o dziewczynie, która przeprowadza (czy też powinna przeprowadzać) dusze zmarłych na drugi brzeg – potrafi też nastraszyć, kiedy trzeba. Choć wątków pojawia się całkiem sporo, autorka łączy je wszystkie, a przy tym nie daje im przesłonić tej najważniejszej, głównej historii, co sprawia, że świat przedstawiony zdaje się być prawdziwy, żywy.
Źródło: Uroboros
Choć klimat powieści naprawdę robi wrażenie i nie pozostawia wiele do życzenia, najlepiej autorce wyszły postaci. Postaci, barwne, żywe, pełne emocji i dające się polubić od samego początku (oczywiście, jeśli chodzi protagonistów, bo Jednookiego Kanibala ciężko polubić, mimo że spotykać go będziemy często). Zaczynając od samej Idy Brzezińskiej, która nawet zirytowana wzbudzać potrafi śmiech (co pewnie irytuje ją jeszcze bardziej), przez gderliwą ciotkę Tekle (wraz z jej dziwacznymi znajomymi), która trzyma w szafie trupa (właściwie to w piwnicy i nie do końca trupa, ale to już inna historia) aż po duchy, z którymi przyszło Idzie dzielić mieszkanie i policjanci od spraw nadnaturalnych, wszyscy zrobieni są niesztampowo, wszyscy są przemyślani, posiadają własne, unikalne charaktery.  Nawet do pana Jana, który wrednym draniem jest, a który ma do powiedzenia jedynie kilka zdań, czujemy sympatię! Tym samym Martyna Raduchowska uniknęła niebezpiecznego dla pisarza skupienia się tylko na jednej postaci, tylko na protagoniście – i stworzyła przepiękny świat, który tylko czeka, by go dalej rozwinąć. Szamanka od umarlaków to pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów polskiej (i nie tylko) fantastyki, świetny, chciałoby się powiedzieć genialny debiut, który doczekał się już kontynuacji o wdzięcznej nazwie Demon luster. Świat Raduchowskiej wciąga, bawi i czasem straszy i nikt nie przejdzie obok niego obojętnie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj