Heksalogia Anety Jadowskiej (wzbogacona o zbiór opowiadań Ropuszki) opowiadała przede wszystkim o Dorze Wilk, ale także o jej przyjaciołach i wrogach, znajomych, sprzymierzeńcach i podopiecznych, w tym o długoletnim partnerze z policji, Piotrze Duszyńskim, zwanym Witkacym (właściwie prawie nikt nie nazywa go inaczej niż Witkacem). Witkac w powieściach jawił się jako nieco nieobecny duchem, chętnie nadużywający używek wszelkiego rodzaju i przez to czasem nieuchwytny, ale o nietuzinkowych pomysłach w prowadzeniu dochodzeń i bezgranicznie lojalny wobec Dory. Z czasem okazało się, że jego skłonności nadużywania nie wynikały z zapędów autodestrukcyjnych ani głupoty, ale były wyrazem poszukiwań duchowych, albowiem Witkac pochodził z rodu szamanów i sam był jednym z nich. Jako że jego magiczność objawiła się jeszcze później niż w przypadku Dory, miał problemy z dostosowaniem się do nowej rzeczywistości, niemniej jednak dał radę, tym bardziej że przyjaciółka została jego mentorem. Witkac jest postacią niezwykle barwną - ciut samotny, zrezygnowany, z nutą depresyjną. Bywa rozmemłany i niezbyt dbający o odzienie wierzchnie, nie licząc wymiętego prochowca rodem z Raymunda Chandlera (jak i Feliksa Castora pióra Mike’a Careya, także egzorcysty), zwykle uzbrojony w szamańskie dzwoneczki, zioła i piersiówkę. Czasami odsyła zagubione duchy (z mniejszym lub większym uporem czepiające się tego świata), a czasem tylko z nimi porozmawia, pojąc oparami alkoholu i marihuany. Osobiście musi niezwykle uważać na bramę prowadzącą na drugą stronę, jako że czekają tam na niego duchy przodków, które w bardzo bolesny sposób chciałyby go przerobić na prawdziwego szamana. W Szamański blues Witkac przynajmniej dwa razy musiał się z nimi zmierzyć, ale przy okazji zyskał ducha opiekuńczego pod postacią płowego sępa (i nie tylko, jako że tamten potrafi zmieniać postać), chociaż trudno powiedzieć, czy więcej z niego kłopotu czy pożytku.
Źródło: Fabryka Słów
Na Szamański blues składają się dwie nowele, płynnie przechodzące jedna w drugą - Szamański blues i Bossa nova dla szamana, bardzo muzyczne z nazwy, co nie dziwi, biorąc pod uwagę, że muzyka jest dla szamana narzędziem pracy i granicą miedzy życiem a śmiercią. W pierwszej części Witkacemu przyszło się zmierzyć z paskudnym, pełnym nienawiści duchem, który po raz pierwszy objawił się w związku z niewyjaśnionymi śmieciami noworodków w miejscowym szpitalu. Aneta Jadowska w imieniu Witkaca bardzo zgrabnie poprowadziła żmudne śledztwo prowadzące do ustalenia tożsamości ducha i jego ludzkiego „pomocnika”. Historia przyprawiała o dreszcze, tym bardziej że duch był zły już za życia, a po śmierci (przedwczesnej) jeszcze gorszy. Jednak nie tylko duch sprawiał Witkacemu problemy. Jeszcze bardziej przerażające było pojawienie się na progu jego mieszkania dawnej miłości, po której długo leczył złamane serce, z którą teraz musiał współpracować, nie do końca wiedząc, co może jej wyjawić, i co do której nadal czuł miętę przez rumianek. A nie był to koniec niespodzianek rodzinnych. Kto wie - może kiedyś Piotr Duszyński nie będzie już taki samotny? W Bossa nova dla szamana zetknęliśmy się z kolejną sprawą „duchową”, miejscami równie nieprzyjemną co poprzednia, w której pojawiły się m.in. pseudoduchy paradujące z wnętrznościami na wierzchu, golemy, kobieta opętana marzeniem o niespełnionej miłości i druga – kochająca władzę i złe moce, urażona w swej urojonej dumie. Tym razem Witkacemu chwilami przychodziły z pomocą nekromantka Katia i sama Dora Wilk, co wcale nie oznaczało większej łatwości w rozwiązaniu zagadki. Do tego szaman wciąż nie uporał się z relacjami z dawną ukochaną i… kimś jeszcze. ‌Szamański blues jest doskonałym początkiem nowego cyklu Szamańskiej serii, jak i przejściem do dalszych jej części, na które już ostrzymy sobie zęby. Bo - powiedzmy sobie szczerze – opowieści o Witkacu są równie dobre co historie z Dorą Wilk w roli głównej. Nic, tylko czekać na więcej. Począwszy od zbioru opowiadań Ropuszki wydawnictwo Fabryka Słów nieco zmieniło design okładek powieści Anety Jadowskiej, co się chwali, bo zaprosili do współpracy Magdalenę Babińską, od lat ubarwiającą opowieści ulubionej autorki. Oczywiście czarno-białe ilustracje Magdaleny Babińskiej pojawiają się również w tekście Szamański blues, co cieszy jeszcze bardziej. Ogólnie wydanie jest miłe dla oka pod względem graficznym, edytorskim i składu, więc zachęca do czytania. Mnie zachęciło.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj