Karolina (Magdalena Berus) – jak wielu tak zwanych millenialsów – żyje szybko, intensywnie, pragnie doświadczyć wszystkiego ze zdwojoną siłą. Nie ważne, jakim kosztem. W odróżnieniu od większości rówieśników nie pracuje w korporacji. Postawiła wszystko na jedną kartę i została pisarką. Jakiś czas temu wydała pierwszą powieść, współczesną wersję Lolity, która stała się międzynarodowym sukcesem. Dziewczyna wiedzie nihilistyczny tryb życia, spędzając czas na podróżach po świecie, romansach i ostrych imprezach. Ale w jej życiu czegoś brakuje. Pustki tej nie są w stanie wypełnić ani narkotyki, ani seks. Świat Karoliny, żyjącej w cieniu nieradzącej sobie z przemijaniem matki (Danuta Stenka) i atrakcyjniejszej siostry Matyldy (Hanna Koczewska), zaczyna powoli się rozpadać. Reżyserzy coraz częściej sięgają po temat kondycji psychicznej obecnego pokolenia trzydziestolatków, ukazując ich jako ludzi rozpieszczonych przez rodziców, bez planu na przyszłość, starających się za wszelką cenę przedłużyć beztroski czas imprez z okresu liceum i studiów. Nad tym tematem pochyla się ponownie Katarzyna Rosłaniec i o ile celnie portretowała rzeczywistość w Galeriankach czy Bejbi Blues, to tym razem zupełnie jej to nie wyszło. Jej film jest nudny, a do tego odstrasza formą. Otóż pani reżyser wymyśliła sobie, że całość zostanie zrealizowana jak film na Instagramie, oglądany na telefonie komórkowym. Na środku ekranu pojawia się kwadrat, w którym oglądamy film. Reszta ekranu zostaje niewykorzystana. Ten zabieg przeszkadza i moim zdaniem się nie sprawdza. Eksperymentem jest też forma produkcji, czyli rozrzucenie przypadkowo scen jak puzzli. Dostajemy strzępy fabuły w przypadkowej kolejności. Reżyserka zarzeka się jednak już w pierwszej minucie filmu, że kolejność scen nie ma znaczenia, bo wymowa filmu jest taka sama przy każdej konfiguracji. Szatan kazał tańczyć to niskich lotów film wypełniony nagością i seksem. Reżyserka stara się na siłę szokować. Najwidoczniej jedyny sposób, jaki przychodzi jej do głowy, to częste pokazywanie bohaterów w stroju Adama i Ewy. Nie wiem, jak przekonano Łukasza Simlata, że sceny, w których co chwila pokazuje przyrodzenie, mają jakiś głębszy sens i są niezbędne… Aktorsko Szatan kazał tańczyć też nie zachwyca. Lukasz Simlat, Danuta Stenka i Jacek Poniedziałek wypadają w swoich rolach przeciętnie. By być jednak sprawiedliwym, trzeba zaznaczyć, że Rosłaniec nie daje im materiału, by mogli się wykazać. To samo tyczy się Magdaleny Berus, grającej główną rolę. Motywacje jej bohaterki są tak przejaskrawione, że trudno się z nią utożsamiać, czy choćby jej współczuć. Niektóre sceny wręcz nie mają sensu – choćby ta, w której główna bohaterka po zawaleniu kolejnego terminu oddania drugiej książki, na pytanie, o czym ona będzie, mówi, że trudno to ubrać w słowa. To tylko pokazuje brak pomysłu na prowadzenie postaci i tego, jak wykorzystać jej potencjał. Nie ma tu bólu, cierpienia i cichego wołania o pomoc, o który chyba reżyserce chodziło.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj