Premierowy odcinek cieszy oczy solidnym wykonaniem technicznym, za które odpowiada Rupert Wyatt (Geneza planety małp). Reżyser sprawnie łączy wszystkie wątki i tworzy rzeczywistość XVIII wieku. Kostiumy, zdjęcia, piękne krajobrazy i okazjonalne CGI trzymają poziom, jakiego możemy oczekiwać po stacji AMC. Nie można także odmówić Turn specyficznego klimatu budowanego wokół samej wojny.

Problem zaczyna się pojawiać, gdy przyjrzymy się scenariuszowi Silversteina - jest przepełniony banalnymi motywami i odtwarzaniem ogranych klisz. Twórca nawet przez chwilę nie próbuje stworzyć realnego obrazu amerykańskiej rewolucji, w pełni opierając się jedynie na równym podziale dobra i zła. Wszyscy Brytyjczycy w czerwonych płaszczach są źli, niegodziwi, podstępni i barbarzyńscy. Nie ma tutaj żadnego człowieczeństwa, dylematu ani ukazania jakichkolwiek cech wyrywających ich z objęć stereotypu. Drobne próby zmiany koncepcji widać po stronie mieszkańców kolonii, gdzie oparcie historii na motywie "sąsiad przeciwko sąsiadowi" zaczyna odgrywać pewną rolę, ale sama prezentacja pozostawia wiele do życzenia. Nie czuć tutaj tych podziałów, cały zabieg oparty jest na kilku schematycznych postaciach. Ten aspekt jest kluczem do sukcesu serialu, a jego rozwój w kolejnych odcinkach może go poprawnie rozwinąć. Drzemie w tym potencjał, który w pilocie nie zostaje wykorzystany przez scenarzystę.

[video-browser playlist="617233" suggest=""]

Turn jest przepełniony płytkimi i mało wyrazistymi postaciami, które pozbawione są charyzmy i człowieczeństwa. Twórcy opierają cały odcinek na przemianie głównego bohatera, która jest na siłę przedłużana, nie oferuje emocji ani napięcia związanego z moralnym dylematem i sprawia wrażenie odgrzewanego motywu z innych produkcji o amerykańskiej rewolucji. Jamie Bell w roli głównej robi wszystko, aby udźwignąć ten odcinek, ale przy tak napisanym scenariuszu zbudowanie wyraźnego bohatera graniczy z cudem. Powody jego zostania szpiegiem i sposób, w jaki je pokazano, pozostawia wiele do życzenia. Za bardzo banalne i mało wiarygodne, a już na pewno niezbyt ciekawe.

W serialu niby słyszymy o amerykańskiej rewolucji, ale w ogóle nie czuć w wydarzeniach, że coś takiego trwa. Bohaterowie żyją sobie normalnie, nie ma poczucia większej krzywdy, wykorzystywania ani atmosfery zagrożenia wiszącej w powietrzu. Jedna sytuacja z premierowego odcinka to zbyt mało, aby można było powiedzieć, że ludziom żyje się naprawdę źle. Wojna jest gdzieś obok, a jedynym ogniwem łączącym wydarzenia serialu z tym motywem są stacjonujący w miasteczku brytyjscy żołnierze. Zbyt hermetyczne osadzenie akcji Turn staje się niekorzystne, bo nie pokazuje stawki, o jaką toczona jest walka.

Produkcja Craiga Silversteina ma potencjał, gdyż amerykańska rewolucja, intrygi i polityczne gry za jej kulisami to temat niezwykle atrakcyjny. Na razie jednak jest on kompletnie marnowany dość przeciętną premierą, w której nie czuć emocji, historia jest za bardzo sztampowa, a bohaterowie nie wzbudzają zbyt wiele sympatii. Rozczarowanie, ale z nadzieją na poprawę.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj