Wracamy do miejsca, w którym zakończył się pierwszy odcinek. Jean Francois w dziecinnie prosty sposób wyrywa się z rąk niemieckiego żołnierza. Zastanawia mnie fakt darowania mu życia. Mogę zrozumieć, że nie ma jeszcze wojny, a Niemiec był bardzo młody, ale mamy tutaj sytuację kuriozalną. Szpieg zostaje odkryty, ale daruje życie wrogowi, który bez wątpienia zdradzi przełożonym, że nie został obezwładniony przez ornitologa. Takim sposobem Niemcy będą świadomi, że ktoś wie o ich poczynaniach i mogą bardziej się pilnować.

[image-browser playlist="595521" suggest=""]©2013 TVP/BBC

Szpiedzy w Warszawie to chaotyczny zlepek scen. Momentami odnoszę wrażenie, że ten serial nie ma żadnej narracji. Widzimy tylko różne, momentami karykaturalne sceny, w których bohaterowie przechadzają się ulicą, groźnie spoglądając we wszystkie strony. Jeśli już o przerysowaniu mowa, dlaczego szpiedzy ubierają się jak z jakiejś parodii? Każdy wróg Jean Francois chodzi w płaszczu ze skóry lub prochowcu i czapce. I tylko oni, gdyż inni przechodnie ubierają się inaczej, a siłą rzeczy szpieg nie powinien wyróżniać się z tłumu.

Nadal brakuje w tym jakiegokolwiek napięcia, emocji i większego sensu. Oglądamy tę sklejkę ze świadomością, że nie ma ona określonego celu. Wszystko za sprawą wprowadzonego w tym odcinku wątku miłosnego. Tak strasznie pokazanego romansu dawno w telewizji nie było. Kilka klas gorzej niż w Czasie honoru, a już na pewno gorzej niż w "M jak miłość". Scena rozmowy Jeana Francois z Anną Skarbek po "przygodzie w pociągu" jest tak niesamowicie sztampowa, że wywołuje ból uszu. Można byłoby na to przymknąć oko, gdyby twórcom udało się zaciekawić intrygą, ale takowej w ogóle tutaj nie ma.

[image-browser playlist="595522" suggest=""]©2013 TVP/BBC

Pozostawienie widzom wyboru pomiędzy dubbingiem, a oryginalną ścieżką dźwiękową nie wpływa pozytywnie na jakość serialu. Może i David Tennant próbuje jakoś odnaleźć się w tym bagnie kiczu, ale nie udaje mu się ukryć ułomności scenariusza oraz amatorskiej reżyserii. Nieporozumieniem jest końcowa scena doprowadzająca do cliffhangera. Mam rozumieć, że nasz profesjonalny szpieg nawet nie pomyślał, że Niemiec nie był sam i na ślepo wybiega do wyjścia? Postać grana przez Zbrojewicza jakoś również mało przekonująco rzucała się Jeanowi Francois na pomoc. Jak po takiej scenie można ten serial traktować poważnie, skoro w tak głupi sposób marnuje się potencjał przyzwoitego cliffhangera?

Szpiedzy w Warszawie to rozczarowujący miniserial. Za nami dwa z czterech odcinków, a już jest bardzo źle. Nic się nie dzieje, nie ma żadnego określonego celu rozwoju fabuły i praktycznie jedynym wyraźnie nakreślonym wątkiem jest romans. Nie tego oczekujemy po produkcji, w której swoje palce maczają Brytyjczycy. Samą przyzwoitą atmosferą nie da się stworzyć rozrywki dla wymagającego widza. Może historia w kolejnych odcinkach się rozkręci?

Ocena: 3/10

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj