Nowy film Danisa Tanovića, reżysera nagrodzonej Złotą Palmą Ziemi niczyjej, jest ekranizacją powieści autorstwa Lisy Marklund i Jamesa Pattersona pod tytułem Pocztówkowi zabójcy. Nie wiem czemu polski dystrybutor postanowił zmienić nazwę na Sztukę zbrodni, która nikomu nic nie mówi. Jakby bagatelizował grupę potencjalnych fanów książki, którzy mogliby automatycznie sięgnąć po film.
Produkcja opowiada historię nowojorskiego detektywa Jacoba Kanona (Jeffrey Dean Morgan), który przybywa do Europy, by znaleźć zabójcę swojej córki oraz jej męża, którzy zginęli w Londynie. Z pomocą dziennikarki Dessie Leonard (Cush Jumbo) odkrywa, że była to sprawka seryjnych morderców, którzy podróżują po starym kontynencie i zabijają przypadkowo poznanych ludzi. Każda zbrodnia zostaje zapowiedziana tajemniczą pocztówką.
O ile ta historia ma sens i odpowiednie tempo na kartach powieści, to w ekranizacji traci wszystkie atuty. Widzowie obserwują całą opowieść z dwóch perspektyw: morderców i ścigającego ich detektywa. Problem polega na tym, że nie ma tu żadnego suspensu. Kanon jest tak pogrążony w depresji po stracie córki, że jego anemiczność odbija się na całym filmie. Odnosimy wrażenie, że całe śledztwo ślimaczy się od punktu do punktu i tylko czekamy na niechybnie zbliżający się finał. Wyjścia są dwa, albo nasz bohater pogrążony w żałobie popełni samobójstwo, albo złapie zabójców. Jedyne czego nie możemy być pewni, to na co się w końcu zdecyduje. Nie ma tutaj momentów trzymających nas w napięciu. Brak tu też pełnokrwistych postaci, którym moglibyśmy kibicować. Generalnie jest nam obojętne, czy detektywowi uda się złapać morderców swojej córki i tym samym osiągnąć wewnętrzy spokój.
Tanović za mocno skupia się na pokazaniu nam mechanizmu, jakim posługują się mordercy, starając się wytłumaczyć motywy ich działania. Potencjalnie miała być to chyba wciągająca gra w kotka i myszkę pomiędzy policją a mordercami, jednak zabrakło drapieżnego charakteru opowieści. Choćby marne próby zmylenia widza. Niemal od początku wiemy, kim są zabójcy i jaką drogą podążają. Nie ma tu żadnych twistów. Gdyby ten punkt został bardziej dopracowany, pewnie dostalibyśmy ciekawie skrojony thriller psychologiczny, a tak jest to zmarnowany potencjał zarówno pod względem tekstu jak i gry aktorskiej.
Reżyser kompletnie nie ma pomysłu na wykorzystanie talentu Jeffreya Deana Morgana. Obsadził go jako smutnego policjanta i chyba zapomniał, jakby ciesząc się samym faktem pozyskania go do swojej produkcji, że ten aktor ma bardzo duże możliwości, co już nieraz udowodnił. Rozczarowuje także Cush Jumbo, która zachwyciła mnie jako zadziorna Lucca Quinn w Sprawie idealnej, ale tu podobnie jak jej partner nie ma nic do zagrania. O Famke Janssen nawet nie wspomnę, bo pojawia się ona tylko na chwilę jako była żona głównego bohatera i o jej grze nie da się więcej powiedzieć niż to, że po prostu zaznaczyła swoją obecność w tym tytule.
Niewątpliwie plusem tej produkcji i w sumie jedynym powodem, dla której warto po nią sięgnąć są fantastycznie wybrane plenery. Reżyser znakomicie porusza się po Europie, przenosząc akcję pomiędzy Londynem, Sztokholmem a Monachium, które zostały świetnie uchwycone w obiektywie kamery przez Salvatore’a Totino. Sceneria tych miast dodaje całości pewnego mroku i miejscami czuć klimat kryminału. Szkoda, że on tak szybko znika, gdy tylko reżyser przypomina sobie, że dawno nie pokazywał nam, z jak wielkim bólem zmaga się jego bohater. Czuć, że Tanović bardzo chciał zrealizować film zbliżony do Siedem czy Milczenia owiec, ale po prostu nie potrafi tak dobrze opowiadać historii jak Fincher czy Demme.
Sztuka zbrodni obiecuje nam wciągającą zagadkę kryminalną i nie spełnia tej obietnicy. Błąd popełniono już w fazie adaptacji powieści na scenariusz, gdzie nie zachowano odpowiednich proporcji pomiędzy ukazaniem stanu psychicznego bohaterów a samą zagadką i tempem, w jakim będzie ona rozwiązywana. No cóż, może ktoś kiedyś wróci do Pocztówkowych zabójców i zaserwuje fanom adaptację, na jaką zasłużyli.