W szóstym epizodzie padają dwa bardzo ważne trupy. Dzięki tym dramatycznym wydarzeniom historia rusza mocno z kopyta. Najpierw umiera Thorne Geary, zaszlachtowany przez własną żonę, a w ostatnich sekundach odcinka główny bohater natyka się na wypatroszone ciało Winter. O ile śmierć tego pierwszego po wydarzeniach z poprzedniego epizodu była spodziewana i oczekiwana, to zaskakujący zgon młodej dziewczyny to prawdziwy mindfuck. Twórcy serwują nam całkiem udany cliffhanger. Teraz widzowie przez cały następny tydzień będą zastanawiać się, czy to James Delaney w morderczym szale zabił jedną z nielicznych osób, które z nim sympatyzują. Śmierć Thorne’a zbliżyła wreszcie do siebie Jamesa i Zilphę. Jak łatwo było przewidzieć, pierwsze spotkanie sam na sam  przyrodniego rodzeństwa zakończyło się płomiennym seksem. Związek tej dwójki nadal jest wielką enigmą i trudno powiedzieć, czy twórcy prowadzą ten wątek prawidłowo. Oglądając kolejne odcinki Tabu, można odnieść wrażenie, że postać grana przez Oonę Chaplin nie jest dobrze zbalansowana. Szczególnie jej stosunek do głównego bohatera bywa niekonsekwentny. Jasne jest, że ze względu na swoją pozycję próbuje ukryć pożądanie, które czuje do przyrodniego brata, jednak przydałoby się tutaj zgłębienie ich relacji pod względem psychologicznym. Na razie ich związek jest bardzo powierzchowny, a wiemy przecież że łączy ich skomplikowana więź. Wątek Jamesa i Zilphy złączony jest nierozerwalnie z tajemnicą o motywach nadnaturalnych. Aż dziw bierze, że nadal nie znamy szczegółów demonicznej natury rodziny Delaneyów.  Co jakiś czas serial epatuje mrocznymi wizjami związanymi z przeszłością Jamesa, jednak nadal nic poza tym nie dostajemy. Przesłanie jest jednak jasne. Przeszłość Jamesa i ponure dziedzictwo jego rodziny jest piętą achillesową tego niezwyciężonego człowieka. W omawianym odcinku widać to dobitnie. W końcówce epizodu, bohater traci świadomość i odzyskuje ją, mając na rękach krew Winter. Czy James stracił nad sobą kontrolę? A może to Kompania Handlowa wreszcie postanowiła zabrudzić sobie ręce? Mimo pewnych wątpliwości co do wątku nadprzyrodzonego, to trzeba przyznać, że nadaje on kolorytu opowieści. Gdyby tego nie było, fabuła miałaby zupełnie inny charakter. Potyczki pomiędzy Delaneyem a jego biznesowymi przeciwnikami są oczywiście interesujące, ale nie na tyle, aby całkowicie pochłonąć widza. Widzieliśmy to już wcześniej w wielu telewizyjnych produkcjach. Tajemnice i mrok umiejętnie podbudowują postać głównego bohatera, czyniąc z niego drapieżnika w ludzkiej skórze. Nadają ezoterycznej głębi całej opowieści. Każdy lubi przecież historię o duchach. Szósta odsłona Taboo miała też kilka ciekawych epizodycznych motywów, dzięki którym widz nie mógł narzekać na nudę. Mieliśmy okazję na przykład przyjrzeć się technologii wytwarzania prochu strzelniczego. O ile sam proces produkcyjny nie należy do najciekawszych tematów na opowieść fabularną, to w Tabu, zostało to przedstawione w sposób interesujący i momentami dość zabawny. Zasypiający „mieszacze” i choleryczny nadzór Cholmondeleya wprowadził do tego wątku trochę komicznych elementów. Dobrze, że w serialu wreszcie pojawiło się kilka takich barwnych elementów, bo sprawiają one, że opowieść zyskuje zawsze na atrakcyjności. Szczypta ezoteryki, kropelka nieokiełznanej brutalności, uncja dzikiego seksu i kubek wypełniony polityką i biznesem. Przyprawić Tomem Hardym w cylindrze ze złowrogim spojrzeniem. Czy jest przepis na udany serial? Już za dwa odcinki będzie można ocenić finałowy rezultat. Na razie smakuje nie najgorszej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj