This Is Us to jedno z serialowych odkryć poprzedniego roku. Ten komediodramat wyróżnił się na tle innych produkcji swoim klimatem pełnym ciepła oraz dojrzałą i wzruszającą historią rodziny Pearsonów. Po pierwszym odcinku można stwierdzić z pełnym przekonaniem, że ten styl nie ulegnie zmianie w drugim sezonie i czekają nas kolejne wielkie emocje oraz zaskoczenia. Nowa seria zaczyna się od trzydziestych siódmych urodzin naszych bohaterów, którzy mają za sobą trudny rok, a teraz mierzą się z konsekwencjami  przełomowych, życiowych decyzji, które podjęli. Podobnie jak podczas pilota serialu najwięcej uwagi pochłaniają retrospekcje Jacka i Rebecci, nie zaś dorosłego rodzeństwa. Twórcy szybko nie wyjawią widzom przyczyny śmierci głowy rodziny Pearsonów, ale powoli i konsekwentnie dążą do tego celu, który na pewno przyniesie mnóstwo łez. Ale zanim to nastąpi już teraz mogliśmy się wzruszyć, kiedy Rebecca przyjechała po męża, aby odbudować małżeństwo. Przyznanie się Jacka do problemu z alkoholem chwytało za serce, bo przed naszymi oczami malował się obraz wraku człowieka zmęczonego życiem. To wyznanie jest też o tyle wstrząsające, że przez większość pierwszego sezonu był ukazywany, jako idealny ojciec i małżonek. Scena, w której drzwi się zamykają i zapada ciemność mogłaby zakończyć odcinek, a nas pozostawić w bardzo pesymistycznych nastrojach. A jednak po chwili znowu się otwierają, a Rebecca postanawia wspomóc Jacka w jego walce z uzależnieniem, a w serca widzów znowu wlała się nadzieja. Twórcy okrutnie żonglują emocjami, ale dzięki temu serial naprawdę angażuje i chce się do niego wracać, żeby zobaczyć, co wydarzy się dalej. Trudne chwile w małżeństwie przeżywają również Randall i Beth, którzy planują adopcję dziecka. Scena z początku odcinka, w której główny bohater trzyma małe dziecko o azjatyckich rysach twarzy, przez chwilę mogła spowodować pewien niesmak związany z wymuszeniem powtarzalności sytuacji. Na szczęście to był tylko niewinny żarcik twórców, którzy jak zwykle przygotowali znacznie ciekawsze rozwiązanie w postaci pomysłu na adoptowania nastolatka przez Pearsonów. Daje to znacznie więcej możliwości fabularnych, choć i tak cały pomysł z adopcją wciąż wydaje się naciągany. Ale przynajmniej jest on na poważnie i dojrzale rozwijany, o czym świadczy rozmowa Beth z Randallem. Cieszy też to, że powrócił William. Co prawda tylko w ramach retrospekcji i głosu w tle, ale i tak jest to miły akcent przypominający nam, jak świetną postać wykreował Ron Cephas Jones, który w odróżnieniu do Sterlinga K. Browna nie dostał nagrody Emmy. Przy tak wyrazistych i ciężkich wątkach historia Kate wydaje się banalna, ale przynajmniej stanowi dla nich przeciwwagę, aby przez cały czas nie torturować widzów trudnymi i łzawymi scenami. Ale mimo wszystko ciągła zazdrość Toby’ego o bliskie stosunki bliźniaków już nie bawi tak, jak poprzednim sezonie. Nawet jego sarkastyczne komentarze już się przejadły. Dlatego o wiele bardziej komediowo wypadła scena przesłuchania, kiedy Kate została przystopowana w najbardziej podniosłym momencie piosenki. Na szczęście ją to nie załamało, a nawet podbudowała ją informacja, że nie chodzi o jej tuszę, tylko o głos, nad którym musi popracować. W pewnym sensie ta jej cała walka samej ze sobą zakończyła się pozytywnie. Jednak trudno na razie stwierdzić, czy ten wątek na dłuższą metę się sprawdzi. Oby twórcy mieli dobry pomysł na muzyczną karierę Kate, bo idealizowanie brata i ciągłe sprzeczki na linii Toby-Kevin zaczynają irytować. Nie wspominając, że wątek aktora zupełnie zszedł na drugi plan, ale to kwestia tego, że jego życie wydaje się najbardziej ze wszystkich poukładane i nie ma sensu go komplikować. Warto też wspomnieć o kolejnym cameo Rona Howarda, który nie rzucał słów na wiatr, mówiąc, że chce nakręcić film z Pearsonem w roli głównej. To przyjemna okoliczność, bo świadczy o docenianiu wyjątkowości serialu przez słynnego reżysera. Najnowszy odcinek zakończył się w stylu Tacy jesteśmy, czyli dużym zaskoczeniem. Znając ten serial, na pewno za spalonym domem Pearsonów kryje się znacznie bardziej złożona historia, niż można to ocenić na pierwszy rzut oka. Ale niewątpliwie czeka nas jeszcze wiele łez i dramatów, kiedy stopniowo będziemy odkrywać kolejne szczegóły śmierci Jacka. Drugi sezon rozpoczął się bardzo obiecująco i nie ma mowy o jakimkolwiek spadku jakości. Jeśli Tacy jesteśmy utrzyma wysoki poziom, to możemy być pewni, że znowu posypią się kolejne nominacje do prestiżowych nagród dla tego niezwykłego serialu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj