This is Us to jeden z pierwszych seriali nakręconych w czasie pandemii koronawirusa, w którym możemy zaobserwować wpływ obostrzeń stosowanych na planie zdjęciowym. Różnica jest widoczna, ponieważ w jednej scenie oglądamy tylko 2 lub 3 osoby (z wyjątkiem scen z dziećmi). Gdy Kevin przyjechał z Madison do domu Kate i Toby’ego, aby oznajmić, że będą mieli dzieci, to wszyscy utrzymywali dystans. Bardzo dziwnie wyglądało to przytulanie się na odległość, ale to oznaka czasów, w jakich żyjemy. Poza tym to rodzinne spotkanie dostarczyło nieco humoru, ponieważ reakcja Toby’ego na wieści była przekomiczna. Ale tak naprawdę te zmiany nie są bardzo odczuwalne. This is Us mogą bez problemu obejść się bez grupowych scen. Ten serial i tak bazuje na dialogach w parach, więc to nie wpływa na jego negatywny odbiór. To tylko świadomość tych obostrzeń przypomina widzom, że w piątym sezonie będzie trochę inaczej. This is Us zawsze rozgrywało się w czasie rzeczywistym, nie licząc retrospekcji i futurospekcji, więc pandemia koronawirusa również wkroczyła do historii serialu. Bohaterowie noszą maseczki, utrzymują dystans, dezynfekują ręce. Również w niektórych wątkach ten temat wpływa na zachowanie postaci i tego, o czym mówią. Dzięki temu widzowie mogą się z nimi utożsamiać. Natomiast czuć, że ten motyw został dopisany do scenariusza i wcale tak znakomicie nie współgra z fabułą. Poza pandemią koronawirusa w fabule piątego sezonu pojawił się jeszcze jeden temat, którego twórcy nie mogli zignorować, ponieważ żyły nim całe Stany Zjednoczone. Mowa tu o śmierci George’a Floyda i zamieszkach, jakie to zdarzenie wywołało. Z jednej strony można podziwiać, że zdecydowano się uwzględnić ten temat w serialu, bo jest bardzo ważny i w związku z nim dokonują się w USA historyczne zmiany. Z drugiej strony to, w jaki sposób wprowadzono ten wątek, budzi duże wątpliwości. W początkowych minutach pierwszego odcinka zobaczyliśmy, jak Randall i jego rodzina przeżywają te dramatyczne wydarzenia, które rozgrywały się na ulicach amerykańskich miast. I to robiło wrażenie. Natomiast twórcy poszli o krok dalej. Scenę rozmowy Randalla z Kate można określić, jako mocno dyskusyjną. Między rodzeństwem Pearsonów nigdy nie było konfliktów na tle rasistowskim, ponieważ dbali o to rodzice. Zawsze wspierali syna, nie ignorując jego koloru skóry, choć Jack musiał się w tej kwestii wiele nauczyć, co oglądaliśmy w poprzedniej serii. Poza tym Kate zawsze miała bliskie relacje z bratem. To świat zewnętrzny przypominał Randallowi, że jest ciemnoskóry, co przeżywał w milczeniu. Teraz okazuje się, że bohater ma pretensje o to, że nie miał w tym temacie wsparcia ze strony rodziny i pozostawał z tym sam, ponieważ o tym się nie mówiło w ich domu. Ta rozmowa między Randallem a Kate burzy wszystko, o czym przez cztery sezony opowiadano. Brzmiała bardziej jak przesłanie polityczne, a nie rodzinny dramat, w którym siostra próbowała wyrazić w nieporadny sposób swoje współczucie sytuacją, a on pogłębiał jej poczucie winy. Ta scena była bardzo wymuszona i nie pasowała do tego serialu. Jeszcze gorszą decyzję podjęli twórcy, gdy postanowili, żeby Randall zrezygnował z usług swojej terapeutki. Powodem było to, że jest biała i nie jest w stanie zrozumieć, z czym mierzy się bohater przez całe swoje życie jako ciemnoskóry obywatel USA. I tak naprawdę nie byłoby z tym problemu, ponieważ jest w tym sporo racji i słuszności, ale pod warunkiem, że byłoby to poparte dobrze poprowadzoną fabułą. Aby jego decyzja została tak samo doskonale uargumentowana i wytłumaczona, jak to, że w pierwszej kolejności wybrał białą terapeutkę. A zostało to przeprowadzone w sposób łopatologiczny i na siłę, aby serial sprostał wymogom poprawności politycznej. Chodzi o to, że This is Us może poszczycić się zawsze doskonale napisanym, wielowymiarowym scenariuszem, więc takie pójście na łatwiznę rozczarowuje. Ten wątek całkowicie zawiódł, a do tego wkradło się do niego wiele fałszu. Przykre jest też to, że tak po prostu pozbyto się fantastycznej w swojej roli Pameli Adlon. Zasłużyła na lepsze pożegnanie się z serialem.
fot. NBC
+5 więcej
Żadnych spiskowych teorii czy podtekstów nie powinniśmy się za to doszukiwać w „ożywieniu” Laurel. Ten zaskakujący motyw jest całkowicie w stylu This is Us i pewnie planowano go od dłuższego czasu. Pozostawił widzów w niemałym szoku w końcówce drugiego odcinka. Oczywiście, nie wiemy, czy matka Randalla jeszcze żyje, ale zdecydowanie ten pełen dramatu wątek będzie teraz wszystkich najbardziej interesować. Ciekawi też, jak wpłynie to na życie Pearsona, który wciąż poszukuje swojej tożsamości w życiu. Niespodzianka się udała dzięki temu, że twórcy większość retrospekcji poświęcali Williamowi i Jackowi pod pozorem opowiedzenia pełnej historii dnia narodzin Randalla. Ciekawostką jest to, że panowie mijali się na korytarzu w szpitalu, ale zupełnie inne myśli zaprzątały im głowy. Jednak wspólnym elementem tych retrospekcji okazał się nie tylko mały Randall, ale też modlitwa do Boga. Temat wiary jeszcze nie był tak szeroko podejmowana przez twórców. Jak najbardziej warto był przyjrzeć się temu aspektowi, który wynikał z desperacji i bezsilności. Emocji nie brakowało. Jak zwykle Milo Ventimiglia pokazał kawał dobrego aktorstwa. Jak co roku podczas pierwszych odcinków This is Us akcja rozgrywała się w urodziny Wielkiej Trójki, choć zostały one nieco przesunięte w czasie. Część wydarzeń z chatki już obserwowaliśmy w poprzednim sezonie, a teraz zostały one rozszerzone o kolejne sceny. Niestety pojawiły się zgrzyty fabularne w wątku Rebekki, ponieważ jej wyjście po urodzinowe ciasto nie miało sensu, patrząc z obecnej perspektywy. Zmiany w scenariuszu, aby dostosować fabułę do warunków pandemicznych, są wyczuwalne. Twórcy jakoś wybrnęli z tego epizodu z zaburzeniem pamięci Rebekki, ale przez to wyraźnie mniej emocji dostarczały te sceny po poprawkach. Z kolei wątek Kevina i Madison rozwija się nadzwyczaj przyjemnie i romantycznie. Wiarygodnie urodziło się między nimi uczucie, a do tego jest miła dla oka chemia między aktorami. Twórcy jeszcze potrzymali w niepewności widzów podczas wizyty u ginekologa, wykorzystując sposobność do oświadczyn Kevina. W taki sposób wytłumaczyli to, jak Madison została narzeczoną Pearsona. Tutaj również coś nie do końca zagrało fabularnie, ale aktorzy na tyle dobrze zagrali i zgodnie z zachowaniem ich bohaterów, że nie ma to znaczenia. Warto również wspomnieć o scenie Miguela i Toby’ego. Damon opowiedział o stosowaniu antydepresantów odnosząc się do sytuacji z Rebeccą. Z jego ust padło wiele mądrych, pouczających i niestygmatyzujący słów. To This is Us w pełnej krasie, które mówi głośno i szczerze o ludzkich problemach wymagających leczenia, podnosząc na duchu. To była jedna z najlepszych scen tych dwóch odcinków. Wpływ pandemii na nowe odcinki This is Us jest widoczny, jednak twórcy poradzili sobie z tym przyzwoicie. Wprowadzone zmiany są wyczuwalne, przez co miały miejsce pewne kontrowersje i zgrzyty. Jednaj wszystkie wątki dalej są prowadzone rozważnie, choć spięcie między Randallem i Kevinem, jakby straciło swoją siłę, ponieważ skupiono się na innych wydarzeniach. Mimo wszystko This is Us to wciąż ten sam ciepły i pełen miłości serial, który pokrzepia i ma wiele do powiedzenia o życiu. Tak, jak wtedy, gdy Rebecca opowiedziała o Jacku i mężczyznach ukrywających swoją wrażliwą stronę. A jeszcze więcej otuchy dodawały słowa wsparcia Beth dla Randalla, które były również kierowane w stronę samych widzów. Nowe odcinki nie były tak dobre i wzruszające, jak to zwykle bywało na otwarcie nowego sezonu. Ale były dokładnie tym, czego potrzebujemy w obecnych, trudnych czasach.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj