Tajemnicze początki to nowy film Netflixa, promowany jako kryminał, thriller czy film komiksowy – tak naprawdę jednak jest to rasowa czarna komedia, która wprowadza nas w swój specyficzny klimat w zasadzie od pierwszych minut filmu. Na samym początku poznajemy dwóch głównych bohaterów – detektywa Davida Valentina (Javier Ray), któremu na potrzeby nowej sprawy kryminalnej zostaje przydzielony zupełnie nieoczekiwany partner, Jorge Elias (Brays Efe). Podczas gdy David reprezentuje wszystkie cechy poważnie podchodzącego do życia, rzeczowego mężczyzny, Jorge to taki stereotypowy geek, którego tylko możecie sobie wyobrazić – ubrany w koszulki z kolorowymi nadrukami okularnik, zbieracz komiksów i figurek kolekcjonerskich, którego przy życiu utrzymują cola, nachosy i nowinki ze świata popkultury. Ten pozornie niedobrany duet stanie przed nie lada wyzwaniem - zdemaskowania seryjnego mordercy, który zabija swoje ofiary według motywów z serii komiksów. Doświadczenie Valentina i nieoceniona popkulturowa wiedza Eliasa może zaowocować rezultatami powyżej oczekiwań. Do Tajemniczych początków należy podchodzić wyłącznie jak do czarnej komedii – jestem przekonana, że próba rozpatrywania tego filmu w jakimkolwiek innym gatunku byłaby nieporozumieniem. Twórcy na każdym etapie bawią się przeróżnymi motywami, zestawiając je ze sobą w dziwaczny sposób, co daje efekt niemalże groteskowy - dla przykładu: makabryczne sekcje zwłok zestawione są z beztroską wesołego patologa, który je przeprowadza. Czołówka zdaje się wprowadzać nas w slasher pokroju Piły, by za chwilę główni bohaterowie rozładowali napięcie żartem słownym bądź sytuacyjnym. Do tej konwencji znakomicie pasuje muzyka, która jest przerysowana do granic możliwości – pompatyczne brzmienia towarzyszą nawet najprostszym scenom, dodając produkcji celowej „epickości” (z wyraźnym przymrużeniem oka). Podobne (często karykaturalne) zabiegi są tu wykorzystywane regularnie; celowo używa się również przekleństw i naturalną reakcją na taki rodzaj humoru jest w tym przypadku jedynie śmiech – momentami fabuła wchodzi na tak dziwaczne, absurdalne wręcz tory, że widzowi nie pozostaje już nic innego jak się z tego śmiać. Akcja nowego filmu toczy się wartkim tempem – nie sposób się wynudzić, ponieważ na ekranie nieustannie coś się dzieje. Od względnie spokojnego początku, z biegiem czasu tylko przyspieszamy, a zwroty akcji stają się coraz bardziej przesadzone, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Początek filmu jest wyraźnie inspirowany motywami z Siedem – twórcy nawet nie starają się ukryć analogii. To z resztą nie jedyne nawiązanie do znanych produkcji kinowych czy serialowych - film Netflixa wręcz naszpikowany jest easter eggami. Jeżeli nieobce jest Wam kino komiksowe Marvela i DC czy klasyczne serie filmowe, takie jak Gwiezdne Wojny, Harry Potter czy Władca Pierścieni, wyłapiecie wiele żartów i nawiązań, które dodatkowo ubarwiają seans. Bohaterowie bardzo często porównują akcję bieżącą do scen ze znanych filmów, a wiedza popkulturowa okazuje się im bardzo przydatna w analizowaniu kolejnych poszlak. Obawiam się, że widz niezaznajomiony z wyżej wymienionymi, wynudzi się podczas seansu i nie zrozumie połowy analogii. Nie można zatem powiedzieć, że jest to propozycja dla każdego – jeżeli nie należycie do grona miłośników głośnych hitów filmowych z pogranicza wspomnianych gatunków, Tajemnicze początki na pewno nie są dla Was. Nie jest to film uniwersalny, nawet mimo tego, że płynący z niego morał o superbohaterach w codziennym świecie uznać można za banalny - ba, nawet zalatujący nieco patosem. Jeśli chodzi o grę aktorską, całość utrzymana jest na przyzwoitym poziomie – w obsadzie wyróżnia się przede wszystkim Verónica Echegui, wcielająca się w ekscentryczną Normę, szefową wydziału policyjnego i jednocześnie zapaloną cosplayerkę, idealnie reprezentującą dziwaczność tego filmu. Sympatię wzbudza także detektyw Valentin, słabiej wypada natomiast odtwórca roli geeka – Efe gra w zasadzie tylko jedną miną, co nie do końca mnie przekonuje. Na plus warto zapisać samą realizację produkcji – charakteryzatorzy i scenografowie wykonali świetną robotę. Jak na krwawą komedię przystało, przez ekran wielokrotnie przewijają się martwe ciała - co jedno to bardziej zmasakrowane. W ich przedstawieniu zadbano o najdrobniejsze szczegóły, kreując te postaci bardzo realistycznie, co ma również niemały wpływ na samą siłę oddziaływania danej sceny. Wszystko dopięto na ostatni guzik, film jest dobrze zrobiony i czytelny, co daje dodatkową przyjemność z seansu. W całej swojej świeżości i specyficznym komizmie, Tajemnicze początki mają jednak u mnie pewnego minusa. Chodzi mianowicie o zakończenie – trudno oprzeć się wrażeniu, że napisano je na kolanie. Przez cały seans akcja rozwija się bardzo równomiernie, coraz bardziej angażując uwagę widza, by w ostatnich dziesięciu minutach nieoczekiwanie i bez większego wyjaśnienia przyspieszyć, prowadząc do dziwnego, nie do końca pasującego do charakteru opowieści finału. Jakoś mnie to nie przekonuje; czuć wyraźnie, że zabrakło czasu na sensowne podsumowanie opowieści i jest to niestety wadą tego filmu. Tajemnicze początki to oryginalna, ciekawa i pozytywnie wyróżniająca się w propozycjach Netflixa produkcja, która może spodobać się miłośnikom popkultury. To lekki seans na jeden wieczór, który dostarcza dużo rozrywki – film jest dopracowany i mocno klimatyczny, a fabuła rozwija się tak, by budzić zainteresowanie tym, co wydarzy się dalej. Dodatkowy plus stanowi hiszpańskie poczucie humoru i sam fakt, że nie czuć tu ręki Hollywood - jestem pozytywnie zaskoczona, jak fajnie się to sprawdza. W sam raz na niezobowiązujący seans dla rozluźnienia.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj