Na polski rynek komiksowy dotarł już event Secret Wars. Przypomnijmy, że uniwersum Marvela, jakie znaliśmy, obróciło się w perzynę - przetrwał tylko Bitewny Świat, złowroga lokacja rządzona twardą ręką przez posiadającego boskie przymioty Doktora Dooma. Skoro rzeczywistość Domu Pomysłów stanęła na głowie, to i my będziemy musieli zmienić nasze przyzwyczajenia w myśleniu o konkretnych herosach. Nie inaczej jest z Thorem, czy raczej z wszystkimi postaciami z multiwersum, które prezentowały się nam wcześniej jako właściciele Mjolnira. Ten najbardziej nam znany bóg burzy i piorunów z Ziemi-616 wraz ze swoimi odpowiednikami z odległych zakątków Wszechświatów będzie miał w Bitewnym Świecie niewdzięczne zadanie: stać na straży narzuconego przez Dooma prawa. Dalszą część tej historii poznamy z komiksu Tajne wojny. Thorowie, któremu jego scenarzysta, Jason Aaron, nadał specyficzny profil i rys narracyjny. Gromowładni w pełnym chaosu i niesnasek Bitewnym Świecie początkowo sprawdzają się w swojej roli znakomicie. Dyscyplinują, porządkują, strzegą, a przecież nie jest łatwo, skoro za każdym rogiem może czaić się ta czy inna wersja Hulka lub wampir Morbius. Sprawy zaczynają się komplikować, gdy dochodzi do tajemniczej serii zabójstw czterech kobiet. Choć śmierć w przygnębiającej krainie zdaje się być wszechobecna, to jednak języczkiem u wagi staje się tu fakt, że ofiary były dość wyraźnie związane z historią Thorów. Rozpoczyna się śledztwo, któremu przewodzi Lief, bóg burzy i piorunów ze świata z linii Ultimate. Niedługo później okaże się, że ofiarą była w gruncie rzeczy tylko jedna postać w swoich różnych wariantach z rozmaitych uniwersów.
Źródło: Egmont
Aaron przez całą swoją karierę mniej lub bardziej subtelnie zdradzał zainteresowanie wątkami kryminalnymi. W komiksie Tajne wojny. Thorowie daje mu wyraz w sposób starannie przemyślany i konsekwentny, łącząc konwencję superbohaterską z tonacją detektywistyczną. Nie ma tu co prawda zamaszystych posunięć narracyjnych, ale pozycja na tym polu broni się swoim brakiem oczywistości. Fabuła pomimo niedostatku fajerwerków wciąga, a czytelnik względnie szybko zacznie wyczekiwać kolejnych elementów zagadkowej układanki. Scenarzysta w niektórych momentach nawet nie chce ukrywać, że poświęca ornamenty historii na rzecz nieśpiesznego tempa narracji. Dzięki temu odbiorcy nie będą traktować tego komiksu jako eventowego odprysku; Aaron w mitologię Thora chce bowiem wprowadzić świeży powiew i jednocześnie położyć podwaliny pod przyszłe serie Marvela poświęcone tej postaci. Z obu zadań wywiązuje się naprawdę sprawnie, w dodatku sprawnie tasując różnymi wersjami boga burzy i piorunów. Jest tu przecież i wilkołak, i żaba, którzy z podnoszeniem Mjolnira nie mają większego problemu. Bryluje jednak buntowniczy w swojej naturze Lief, który odbiega od trykociarskiego wzorca - bliżej mu do rebelianta z krwi i kości niż większego niż życie herosa z posępną miną. Warto dodać, że w tej pozycji odnajdziemy również dwa zeszyty, których autorem jest doskonale znany komiksowym fanom Walter Simonson - człowiek, który swego czasu nadał Thorowi unikalną w świecie herosów, nieszablonową perspektywę. Nie ma tu mowy o żadnym anachronizmie; legendarny twórca pokazuje, jak bardzo kocha postać boga burzy i piorunów, roztaczając przed czytelnikami wewnętrzną metamorfozę superbohatera. Jest tu tak podniośle, jak i humorystycznie, przez co praca Simonsona zaskakująco dobrze wpasuje się w styl Aarona.
Autorzy rysunków, Chris Sprouse i Goran Sudžuka, łączą w swojej pracy klasyczne podejście do eksponowania herosów z tym bardziej współczesnym - nie ma się co dziwić, skoro pierwszy z nich na szczyt kariery wchodził w latach 80. i 90. XX wieku. Co ciekawe, w jego ilustracjach nie znajdziemy jednak żadnych odstręczających naleciałości rysunkowych rodem z poprzedniej epoki; Sprouse z sekundującym mu, poniekąd może nawet naśladującym go Sudzuką umiejętnie podążają z duchem czasu, serwując nam przystępne w swojej formie szerokie panoramy i zbliżenia na twarze bohaterów. Ich rysunki wypadają jeszcze lepiej tam, gdzie potrzebna jest kryminalna otoczka konkretnej planszy. Tajne wojny. Thorowie to doskonała dla polskich czytelników okazja na to, by poznać mitologię boga burzy i piorunów z nieco innej strony - poszerzyć swoją perspektywę w odbiorze jego świata, jak również przekonać się, z jak wielobarwną postacią (tudzież postaciami) mamy tu do czynienia. W dodatku pojawia się szansa na stopniowe uświadamianie sobie, jak ważnym dla uniwersum Marvela wydarzeniem są Tajne wojny. Nie chodzi tu tylko o same rozwiązania fabularne zastosowane w poszczególnych jego odsłonach; pozycje takie jak ta poświęcona Thorom najlepiej pokazują, że scenarzyści konkretnych serii chcieli w swojej pracy doprowadzać do wewnętrznych przemian najważniejszych postaci. Ani Gromowładny, ani reszta panteonu Marvela nie będzie już taka sama. A przecież w naszym kraju jesteśmy dopiero na początku tej tajno-wojennej drogi...
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj