Akcja omawianego filmu toczy się w domu jednego z amerykańskich małżeństw podczas coweekendowego brunchu. Sielankowy początek domowej imprezy szybko przeradza się w tytułową katastrofę po tym, jak zebrana gromadka przyjaciół dowiaduje się o skażeniu toksycznym, przed którym nie ma ucieczki. Każda minuta sugerująca nieodwracalny koniec zaczyna wyciągać z gości oraz domowników wszystkie ich słabości, nasuwając przy tym jedno zasadnicze pytanie: "Czy wy się tak naprawdę znacie?".

Najnowszy obraz twórcy "The Sceneters" nie bez powodu kojarzy się z zeszłorocznym filmem Rzeź Romana Polańskiego (choć pojęcie zeszłoroczny odnosi się tu jedynie do daty polskiej premiery). Todd Berger stara się przemycić te same zachowania i tę samą prawdę, co nasz rodak, lecz robi to w sposób o wiele bardziej absurdalny, a przez to i komiczny. Jedynymi dwoma spoiwami łączącymi obie produkcje są z pewnością miejsce akcji oraz typ "kina mówionego", dla którego trudno znaleźć właściwe określenie, bardziej odpowiednie niż "katastrofalna komedia". Katastrofalna w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Wszelkie pojedynki toczą się tutaj na poziomie dialogów, zaś widoczne zmiany targające emocjami bohaterów wyciągają z nich niespodziewane zachowania. I ta właśnie kwestia zasługuje na uznanie, gdyż w prostej linii wymaga ona od aktorów umiejętności przekonującej gry we wszystkich znanych nam stanach emocjonalnych, jakie istoty ludzkie potrafią z siebie wydobyć.

[image-browser playlist="" suggest=""]

Siłą produkcji są nie tylko sami aktorzy, ale i ciekawie zbudowane role. Czym byłaby "klaustrofobiczna panika", gdyby nie maniak komiksów dostrzegający w nadchodzącym zagrożeniu ingerencję istot pozaziemskich? Czym byłaby histeria, gdyby nie niespełniona prywatnie dziewczyna wylewające swoje żale i smutki na narzeczonego? Czym wreszcie byłaby nieuchronna katastrofa, gdyby nie wariat wierzący w wyższe ideały oraz głupiutka dziewczynka nie zdająca sobie sprawy z powagi sytuacji? W środku zaś całego tego galimatiasu, standardowo – kilku rozsądnych bohaterów, którzy czują się bezradni we wnętrzu emocjonalnego tornada. Cóż... to jest po prostu piękne.

Najlepszy jednak w tym wszystkim jest fakt, iż twórcy jakże pięknej katastrofy osiągają to, co jest niezwykle trudne w tak napisanym scenariuszu – potrafią przykuć uwagę widza półtoragodzinnym seansem, którego akcja rozgrywa się w jednym miejscu. I choć nie zawsze jest śmiesznie, czasem wręcz dramatycznie, to summa summarum po raz kolejny, jako widzowie, otrzymujemy okazję miło spędzić czas podczas udanej komedii mówionej, lecz nie przegadanej. Osadzonej w jednej lokalizacji, lecz fabularnie nie stojącej w miejscu. Wreszcie komedii, lecz jednak dającej do myślenia, zwłaszcza w ostatnich scenach.

Konkluzja, do której zapewne zdążyliście już dojść, dotyczy zastanawiającego ukierunkowania omawianej produkcji. Taka piękna katastrofa to wbrew przypuszczeniom nie jest komedia prosta, luźna i potrafiąca rozbawić wszystkich do łez. Todd Berger mógł obrać jedną z dwóch dróg – albo stworzyć film absurdalnie śmieszny, nastawiony na skurcze mięśni twarzy i brzucha widza wywołane niekontrolowanym śmiechem, albo też postawić na realizm i próbować powoli wydobywać proste, a przez to właśnie zabawne, ludzkie reakcje, które na co dzień trzymamy na wodzy. Reżyser i jednocześnie scenarzysta poszedł tą drugą ścieżką. Czy jest to minus? Cóż – takich scen, jak w Ace Venturze, nie uświadczycie, ale jeśli chcemy pośmiać się z nas samych - ludzi słabych i wybuchowych - to z pewnością dostrzeżemy piękno tej katastrofy.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj