Nowy serial twórcy Castle powinien być lekki, zabawny i po prostu dobry. Pilot Take Two pokazuje, że jednak coś tu zgrzyta.
Pomysł na
Take Two jest odgrzewaniem oklepanego schematu, jaki w telewizji był wałkowany od zawsze. Podobnie jak w
Castle mamy parę bohaterów, którzy kompletnie się od siebie różnią. Ona - zagubiona gwiazda filmowa ze specyficznym podejściem do życia, on - twardy i cyniczny detektyw. Z jednej strony wywołuje to obojętność, bo budowa tej relacji jest po prostu wtórna. Oparta na ogranych motywach i schematach, które nie potrafią wywołać większych emocji i jakoś przykuć zainteresowania. Z drugiej strony aktorzy, mówiąc kolokwialnie, robią robotę.
Rachel Bilson i
Eddie Cibrian mają świetną chemię pomiędzy sobą i dzięki temu dobrze się ich ogląda razem na ekranie. Nie brak w tym humoru i dobrych pomysłów wynikających z różnic dzielących te postaci. Ten aspekt serialu jest zrobiony poprawnie.
Problem tego serialu leży w całym fundamencie konceptu. W
Castle mieliśmy pisarza, który stał się konsultantem w policji. Było to naciągane, ale w miarę sensownie podane. Tutaj mamy aktorkę, która przygotowuje się do roli detektywa, więc chce jeździć z takowym, by nadać kreacji autentyczności. Twórcy w pilocie zarysowali nam motywacje Sam, które mają doprowadzić do tego, że zostanie ona detektywem w Hollywood, gdy okaże się, że roli nie ma. Przedstawiono to jednak w sposób kompletnie nieprzekonujący i trudny do zaakceptowania. Nie dostrzegam w tym potencjału, sensu i wiarygodności, która powinna być obecna, byśmy w to uwierzyli. To powoduje wrażenie mało zabawnego żartu, który może krążyć na bankietach w Hollywood, niż czegoś, co może być podstawą serialu kryminalnego. Na razie pilot nie spełnia swojej roli, by w najmniejszym stopniu do tego przekonać.
Take Two to procedural, czyli fabuła oparta jest na sprawach danego odcinka. Pilot pokazuje, że nie ma tu większej historii, która nadałaby tej produkcji jakiegoś charakteru i tożsamości. To jest największy problem tego serialu, że wydaje się on w dużej mierze nijakim odgrzewaniem niegdyś smacznego kotleta. Tak jakby gdzieś zabrakło szczypty przyprawy, która nadałaby temu konceptowi czegoś unikalnego. Czuć, że jest to zbyt wykalkulowane, by powtórzyć dokładnie to samo, co mieliśmy w
Castle, bez krzty innowacyjności czy próby nadania temu świeżego charakteru. A tak czuć, że to jest lekkie, zabawne i przyjemne, ale brak temu tego czynnika, który przyciąga do dobrych procedurali.
Sprawa odcinka jest przeciętna, mało pomysłowa i z zaledwie poprawnym zwrotem akcji w trakcie. Dostajemy coś zwyczajnego, co szybko zmienia się w rzecz niebezpieczną, gdzie aktorka może wykorzystać umiejętności nabyte podczas pracy w serialu policyjnym. Wychodzi to mało interesująco, z przewidywalnymi zagraniami i oczywistymi rozwiązaniami. Podobnie jak całość, historia jest wykalkulowana do powtórzenia określonego wzorca. Czuć, że coś takiego zabiera temu serialowi serce i tym samym zainteresowanie.
Lubię procedurale, bo to przyjemna i luźna rozrywka. Na takie produkcje też musi być miejsce w telewizji. Nie wszystko musi być poważne, mroczne i ultra realistyczne.
Take Two jednak nie do końca spełnia tę rolę w pilocie. Nie potrafi zainteresować, a niektóre pomysły wydają się przekraczać granicę zawieszenia niewiary. Po kimś, kto zrobił coś tak dobrego jak
Castle, można było oczekiwać czegoś więcej niż wtórnej przeciętności.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h