Z serią Tales nigdy nie było mi po drodze, bo jeśli chodzi o jRPG, to zdecydowanie preferuję te z turowym systemem walki w stylu klasyków, takich jak Dragon Quest, Chrono Trigger czy wcześniejsze odsłony Final Fantasy. Dopiero Tales of Arise przyciągnęło mnie na dłużej. Zrobiło to na tyle skutecznie, że poświęciłem nie tylko kilkadziesiąt godzin na dotarcie do napisów końcowych, ale też... mniej więcej drugie tyle, by zdobyć platynowe trofeum. Nawet teraz, a więc dwa lata po premierze, wspominam miło ten tytuł. Szczególnie po rozczarowaniu, jakim okazało się dla mnie wyczekiwane od dawna Final Fantasy 16. Możliwość ponownego wejścia w ten fantastyczny świat, tym razem za sprawą fabularnego rozszerzenia zatytułowanego Beyond the Dawn, była dla mnie wyjątkowo atrakcyjną perspektywą. A teraz nadszedł czas odpowiedzi na pytanie: czy było warto?  Tales of Arise: Beyond the Dawn to klasyczny, bardzo dosłowny przykład "dodatku do gry". Mamy tutaj bowiem kontynuację wydarzeń przedstawionych w finale produkcji z 2021 roku, więc jest to propozycja dla osób, które mają tę przygodę za sobą (choć twórcy tego nie wymagają i możemy od razu wskoczyć w DLC). Jednak mając na uwadze graczy, którzy jeszcze nie mieli okazji zapoznania się z tym uniwersum, postaram się pominąć większość spojlerów zarówno z jednej, jak i z drugiej historii.  Po tym, jak bitwa o los dwóch światów dobiegła końca, zapanował względny spokój, choć ludzie, do niedawna będący po dwóch przeciwległych stronach konfliktu, nie do końca potrafią ze sobą współegzystować. Alphen, Shionne i reszta nie mają czasu na zasłużony odpoczynek, bo przypadkiem wpadają na nieznajomą dziewczynę o imieniu Nazamil. Okazuje się, że to córka renańskiego lorda i dhananki, co w obecnej sytuacji może być źródłem problemów. Bohaterowie, jak przystało na herosów, którzy uratowali dwa światy przed zagładą, decydują się jej pomóc.  Nowa bohaterka jest interesująca i od samego początku można z nią sympatyzować. Dostaje ona też sporo czasu i okazji do interakcji z innymi członkami drużyny, dzięki czemu możemy lepiej ją poznać. Niestety nie bierze ona aktywnego udziału w pojedynkach. Nie możemy dodać jej do naszej drużyny i w ten sposób zyskać dostęp do nowych umiejętności czy stylu walki, a szkoda, bo mogłoby to wprowadzić więcej świeżości.  Poza głównym wątkiem fabularnym dostajemy także sporo zadań pobocznych. Przedłużają one zabawę o dobrych kilka, jeśli nie kilkanaście godzin, ale trudno się na ich temat rozpisywać czy szczególnie nimi zachwycać. W większości mamy bowiem do czynienia z gatunkowym standardem w postaci misji "przynieś-podaj-pozamiataj". Nie spodziewajcie się zadań ze zwrotami akcji niczym w Cyberpunku 2077 czy pełnych humoru aktywności z serii Yakuza. Beyond the Dawn wygląda znajomo już od pierwszych sekund. Jesteśmy wrzuceni w buty Alphena i Shionne i znajdujemy się w dobrze znanym miejscu. Oprawa, choć niezmieniona, nadal prezentuje się świetnie i jest bardzo atrakcyjna dla oka – zarówno jeśli chodzi o modele postaci, ich animacje, jak i efekty towarzyszące zaklęciom i specjalnym umiejętnościom członków naszej drużyny. Takie uczucie "deja vu" towarzyszy nam przez cały czas spędzony z tym DLC i nie ogranicza się jedynie do grafiki czy udźwiękowienia. W zależności od Waszych doświadczeń z Tales of Arise, można uznać to za wadę, jak i zaletę. 
fot. Bandai Namco
System walki się nie zmienił. Nadal mamy do czynienia z pojedynkami rozgrywanymi w czasie rzeczywistym na mniejszych, zamkniętych arenach. Przyznam, że trochę mi się to przejadło po czasie spędzonym z podstawową wersją gry – zwłaszcza po tym, jak odkryłem optymalne kombinacje, które pozwoliły mi szybko radzić sobie z powtarzalnymi grupkami przeciwników. Rozczarowuje również konstrukcja "lochów", które podobnie jak wcześniej są bardzo liniowe i przypominają serię korytarzy wypełnionych grupami wrogów i rozsianymi gdzieniegdzie przełącznikami odblokowującymi zamknięte wcześniej przejścia.  Jednym z głównych problemów Beyond the Dawn jest to, że twórcy nie dają nam możliwości kontynuowania historii bohaterami, których doprowadziliśmy do końca podstawowej fabuły. Zamiast tego całą przygodę zaczynamy drużyną na 65. poziomie doświadczenia, bez odblokowanych wcześniej umiejętności czy pozyskanego wyposażenia. Teoretycznie i z czysto fabularnego punktu widzenia są to te same postacie, ale nie czuje się z nimi tej samej więzi, bo ma się wrażenie, że to nie z nimi spędziliśmy wcześniej kilkadziesiąt godzin. Prawdopodobnie na taki krok zdecydowano się z uwagi na zbalansowanie zabawy, ale dało się to zrobić w inny sposób: na przykład poprzez wprowadzenie skalowania poziomu przeciwników i zrównania go z naszym.  Tales of Arise: Beyond the Dawn to w największym skrócie po prostu jeszcze więcej Tales of Arise. Jeżeli podobała Wam się produkcja z 2021 roku i nie czuliście nią przesytu, to powinniście dobrze się bawić. Twórcy zaserwowali ciekawy epilog, a przy tym zadbali o dość długi czas rozgrywki. Zabrakło mi tylko nowych, świeżych elementów i przez to DLC nie wywarło na mnie takiego wrażenia, jak podstawowa wersja gry.  Plusy: + jeszcze więcej Tales of Arise; + oprawa nadal robi świetne wrażenie; + przyzwoita historia. Minusy: - brak większych zmian; - nie ma możliwości kontynuowania historii z naszą drużyną. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj