Eli i Warner to dwaj faceci, najlepsi przyjaciele, którzy prowadzą firmę zajmującą się produkcją gier komputerowych. Nieźle zarabiają, mają fajne biuro, odjazdowe domy, ładne partnerki i ogólnie są ludźmi sukcesu. Na dniach ich firma podpisze lukratywny kontrakt z Azjatami na grę "Zabij Hitlera 2" - i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie tytułowi... ojcowie.
David i Crawford to na pozór para miłych staruszków. Jest tylko jeden kłopot - obaj są bankrutami. Przejedli i stracili cały majątek rodzinny. Crawford, ojciec Warnera - na złych inwestycjach, a David - nie wiadomo na czym, pewnie na uciekaniu od podatków i drogich młodszych partnerkach. Tym samym ojcowie stanowią problem. Duży problem.
Eli swojego ojca nienawidzi przez uraz z dzieciństwa. Na szczęście z wzajemnością. Warner swojego staruszka kocha, ale jak... psa. Obaj mają dość, obaj nie mogą wytrzymać i obaj z tym nic nie robią.
[video-browser playlist="635167" suggest=""]
I taka jest właśnie komedia Setha MacFarlane'a. Nie robi absolutnie nic i niczym nie stara się być. Wyjściowa idea trudnych relacji synów z ojcami jest doskonałym pomysłem, a do tego świetna obsada powinna zagwarantować sukces. Czegoś jednak zabrakło. Aktorzy zdają się grać swoje role bez przekonania, a ich miny (szczególnie Setha Greene'a), wygibasy i lecące z ekranu gagi są bardzo sztuczne. Dialogi nie są najgorsze, ale w ich ustach brzmią fałszywie i drewniano. Nie pomaga ani rasistowski dowcip, ani śliczna Brenda Song w kusym uniformie japońskiej uczennicy. Wszystko jest mało śmieszne, a momentami wręcz nużące.
Możliwe, że Dads się rozkręci; możliwe, że pilot jest zaledwie preludium do odjazdowych momentów, z których znany jest MacFarlane. Na razie na to się niestety nie zanosi, ale można dać szansę. Po tak doborowym towarzystwie spodziewałem się więcej. Znacznie więcej.