Tatusiowie i tatuśsynkowie
Seth MacFarlane postanowił zająć się serialem aktorskim. Skompletował jedną z mocniejszych obsad tegorocznych sitcomów, czyli: Setha Greena, Giovanniego Ribisiego, Martina Mulla i Petera Riegerta. Dodał do tego ładną buzię oraz ciało Brendy Song i tadam! Mamy Dads. Szkoda tylko, że jak na MacFarlane'a i takich aktorów dostajemy słabe żarty, mało humoru i średnio wykonaną całość. Nie pomaga nawet największa broń twórcy - rasistowskie żarty.
Seth MacFarlane postanowił zająć się serialem aktorskim. Skompletował jedną z mocniejszych obsad tegorocznych sitcomów, czyli: Setha Greena, Giovanniego Ribisiego, Martina Mulla i Petera Riegerta. Dodał do tego ładną buzię oraz ciało Brendy Song i tadam! Mamy Dads. Szkoda tylko, że jak na MacFarlane'a i takich aktorów dostajemy słabe żarty, mało humoru i średnio wykonaną całość. Nie pomaga nawet największa broń twórcy - rasistowskie żarty.
Eli i Warner to dwaj faceci, najlepsi przyjaciele, którzy prowadzą firmę zajmującą się produkcją gier komputerowych. Nieźle zarabiają, mają fajne biuro, odjazdowe domy, ładne partnerki i ogólnie są ludźmi sukcesu. Na dniach ich firma podpisze lukratywny kontrakt z Azjatami na grę "Zabij Hitlera 2" - i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie tytułowi... ojcowie.
David i Crawford to na pozór para miłych staruszków. Jest tylko jeden kłopot - obaj są bankrutami. Przejedli i stracili cały majątek rodzinny. Crawford, ojciec Warnera - na złych inwestycjach, a David - nie wiadomo na czym, pewnie na uciekaniu od podatków i drogich młodszych partnerkach. Tym samym ojcowie stanowią problem. Duży problem.
Eli swojego ojca nienawidzi przez uraz z dzieciństwa. Na szczęście z wzajemnością. Warner swojego staruszka kocha, ale jak... psa. Obaj mają dość, obaj nie mogą wytrzymać i obaj z tym nic nie robią.
[video-browser playlist="635167" suggest=""]
I taka jest właśnie komedia Setha MacFarlane'a. Nie robi absolutnie nic i niczym nie stara się być. Wyjściowa idea trudnych relacji synów z ojcami jest doskonałym pomysłem, a do tego świetna obsada powinna zagwarantować sukces. Czegoś jednak zabrakło. Aktorzy zdają się grać swoje role bez przekonania, a ich miny (szczególnie Setha Greene'a), wygibasy i lecące z ekranu gagi są bardzo sztuczne. Dialogi nie są najgorsze, ale w ich ustach brzmią fałszywie i drewniano. Nie pomaga ani rasistowski dowcip, ani śliczna Brenda Song w kusym uniformie japońskiej uczennicy. Wszystko jest mało śmieszne, a momentami wręcz nużące.
Możliwe, że Dads się rozkręci; możliwe, że pilot jest zaledwie preludium do odjazdowych momentów, z których znany jest MacFarlane. Na razie na to się niestety nie zanosi, ale można dać szansę. Po tak doborowym towarzystwie spodziewałem się więcej. Znacznie więcej.
Poznaj recenzenta
Mateusz DykierDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat