Po końcówce drugiego odcinka Teda Lasso wydawało się, że kolejny zdominuje Jamie, który jako syn marnotrawny będzie się starać zyskać zaufanie i szacunek w zespole. Ten wątek pojawił się, ale większy nacisk położono na zupełnie inne historie i bohaterów. Do fabuły wprowadzono Norę, w którą wcieliła się znakomita Kiki May. Młoda aktorka od pierwszych minut zyskała sympatię. Wypadała bardzo naturalnie dzięki bardzo dobrze napisanym dialogom, a jej wypowiedzi i sarkastyczne komentarze rozśmieszały. Humor ma podobny do Teda, dlatego ich wspólne żartobliwe rozmowy bawiły. Jeszcze fajniej wypadały sceny Nory z Rebecką. Hannah Waddingham wcielająca się w dyrektorkę klubu dała swobodę May, żeby mogła się wykazać, co jak najbardziej zadziałało pozytywnie. Jednocześnie nie dała się zdominować, bo stworzyły zgrany duet. Chrześnica Rebecki, która była wspomniana w 1. sezonie, sprawiła, że serial nabrał świeżości i nowej energii. Wątek Nory również świetnie łączył się z historią Sama, który wystąpił w sesji fotograficznej dla głównego sponsora AFC Richmond, nieświadom jego złej polityki wobec jego kraju. Dzięki temu, że w poprzednich odcinkach podkreślano jego miłość do rodziny i Nigerii, jego poczucie winy przez to, co uczynił, potęgowało emocje. A gest z zasłonięciem napisu Dubai Air oraz solidarność drużyny wypadły tak poruszająco. Oczywiście w prawdziwym życiu zaklejenie sponsora nie miałoby prawa się wydarzyć, ale nie o to chodzi. W prawdziwym świecie, w którym rządzi pieniądz, a ważne wartości i tradycje są zadeptywane z powodu zachcianek bogatych szejków, podążanie za sercem i swoimi przekonaniami jest niemożliwe lub wiąże się z drastycznymi konsekwencjami. Serial to inna bajka. Tutaj możemy spodziewać się pięknych idei czy krytyki rządów. Gest Sama i drużyny wybrzmiał z dużą mocą. Otrzymali wsparcie od prasy i kibiców, aż ciepło robiło się na sercu. Takich uczuć brakowało na początku drugiego sezonu, ale widać, że scenarzyści nie zapomnieli, co jest największą siłą serialu. Nie piłka nożna, ale ludzkie historie i mądry przekaz. Zresztą, czy ktokolwiek odnotował porażkę AFC Richmond?
fot. Apple TV+
Drugi sezon obfituje w żarty. Jest ich zdecydowanie więcej niż w pierwszej serii. W rezultacie nowy sezon jest jak na razie pogodniejszy i zabawniejszy. Jednak jak to zwykle bywa w komediowych serialach, gagi są raz lepsze, raz gorsze. Niestety motyw Leda Tasso niczym nie zaskoczył. Coś zgrzytało w scenie, gdy Ted przeobraził się w złego trenera i krzyczał na zdezorientowanych piłkarzy. Wkradły się fałszywe nuty, choć sam pomysł był bardzo dobry. Tym razem Jason Sudeikis się nie popisał. W odcinku na drugim planie znalazł się wątek Jamiego. Oczywiście bohater próbował nieskutecznie wkupić się w łaski wrogo nastawionej do niego drużyny. Po rozmowie z Sharon wykazał się jednak zrozumieniem w stosunku do Sama. Można być nieco rozczarowanym, że nie poświęcono temu wątkowi więcej czasu, ale może twórcy chcą rozciągnąć go na kilka epizodów, stopniując emocje i humor związany z Jamiem. Ponadto w tym odcinku widzowie nieco odpoczęli od Roya i Keeley, którzy nie odegrali dużej roli, ale te kilka scen i tak było wystarczające, żeby o nich nie zapomnieć i docenić te postacie. Najnowszy epizod Teda Lasso nakręcono w pokrzepiającym klimacie. Za to widzowie kochają ten serial. Wątek Sama był angażujący, a Nora wprowadziła nieco orzeźwienia do produkcji. Warto odnotować powrót Shannon (Shannon Hayes), czyli piłkarki, z którą przyjaźni się tytułowy bohater, a także Sassy (Ellie Taylor). Twórcy udowodnili, że nie zapominają o wydarzeniach czy postaciach z poprzedniego sezonu i potrafią je wciąż wykorzystywać do budowania fabuły, co warto docenić. Zdjęcia w trakcie napisów też były miłym akcentem. Ted Lasso wraca na dobre tory i pozostaje tylko cieszyć się, że nie stracił swojego uroku.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj