W tym tygodniu Ted Lasso zaserwował świąteczny odcinek. Epizod był przyjemny, ale zupełnie nie posunął fabuły naprzód, co rozczarowuje. Oceniam.
W środku lata trafił się widzom odcinek świąteczny. Takie są uroki udostępniania seriali na platformach streamingowych, co w sumie przy komediowej produkcji też jest pewnego rodzaju humorystycznym elementem zaistniałej sytuacji. Ten epizod emanował pozytywną i rodzinną atmosferą. Można o nim powiedzieć, że to taki feel-good odcinek, bo tak naprawdę nikt nie przeżywał w nim żadnego osobistego dramatu. Trzeba powiedzieć, że nawet jak na ten serial to ten optymistyczny i radosny nastrój był zbyt przesadny.
Najciekawszy wątek wiązał się z Royem, Keeley i Phoebe, którzy przymusowo musieli spędzić z sobą święta Bożego Narodzenia. Jak się okazało, dziewczynka miała problem z nieświeżym oddechem, co sprawiało jej przykrość. W związku z tym pojawiło się kilka zabawnych żartów, głównie ze strony Roya, który jak zwykle mierzył groźnym spojrzeniem małe dzieci, ale nie dał rady wytrzymać odoru z ust siostrzenicy. Wyjaśnienie tej zagadki u dentystyki było interesujące i można to uznać za dobrą ciekawostkę. A najbardziej poruszającym momentem wątku były odwiedziny Phoebe u kolegi z klasy oraz nawiązanie do świątecznego filmu
To właśnie miłość. To był miły gest i cieplej robiło się na sercu, ale jednak motyw jest już tak oklepany i tyle razy powtarzany, że aż tak nie bawił.
Wydawało się, że Ted spędzi samotnie święta, ale z mieszkania wyciągnęła go Rebecca, żeby rozdawać prezenty dzieciom. Też było to pokrzepiające, a tytułowy bohater tryskał humorem i rzucał żarcikami w swoim stylu. Na koniec przypomniano nam jak pięknie śpiewa Rebecca (Hannah Waddingham) w muzycznym, ulicznym występie. Warto wykorzystywać mniej eksponowane talenty aktorów, bo dają dużo frajdy. Z kolei piłkarze odwiedzili dom Higginsa, który ich ugościł. Międzynarodowe grono to oczywiście powód do wskazywania różnic kulturowych i serwowania stereotypowych dowcipów. W tym wątku nie wydarzyło się nic wartego zapamiętania może poza błyskotliwym wytłumaczeniem magii świąt i istnienia Świętego Mikołaja przez Sama.
Czwarty epizod był naprawdę przyjemny, ale niestety totalnie rozczarował. W żaden sposób nie posunął fabuły do przodu. Nie wykorzystano doskonałej szansy na to, żeby Jamie wykonał kolejny krok w zjednoczeniu się z drużyną. Postać pojawiła się tylko na początku odcinka, gdzie okazano mu wsparcie i pomoc w błyskawicznym zorganizowaniu prezentu i nic więcej. Również w odstawkę poszedł Nathan, a o Sharon zupełnie zapomniano. Ten epizod mógłby świetnie funkcjonować jako odcinek specjalny, a nie jako integralna część tego sezonu. Na pewno patrzyłabym na niego przychylniejszym okiem, gdyby pojawił się w czasie świąt, a nie w środku lata. Po prostu pozostawia po sobie poczucie straty czasy i zmarnowanego potencjału fabularnego, bo można było rozwinąć niektórych bohaterów.
Mimo wszystko najnowszy odcinek
Teda Lasso był dobry i miał kilka śmiesznych momentów, jak ten z Isaakiem siedzącym na „tronie” w stroju Świętego Mikołaja. Żarty były raczej wymuszone, ale przynajmniej obsada nie zawiodła. Cieszy też powrót Tommy’ego, który zawsze prosi o zdjęcia znanej osoby oraz całej rodziny Higginsa. Jak zwykle skradła serca młoda aktorka Elodie Blomfield, która wciela się w Phoebe. Twórcy postawili w tym epizodzie na pozytywną atmosferę i na pewno wielu widzom to się spodobało. Miejmy nadzieję, że mają oni jeszcze wiele pomysłów na dalszy ciąg historii, a taki odcinek to tylko niegroźny i sympatyczny wypełniacz czasu ze względu na wydłużony sezon. A może w końcu przyjdzie czas na piłkarskie emocje?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h