W nowym odcinku serialu Ted Lasso drużyna AFC Richmond znowu znalazła się na zwycięskiej ścieżce. Tym razem na ich drodze stanął mocny Manchester City. Zawodnicy przystąpili do meczu w bojowych nastrojach – poza Jamiem, który stresował się spotkaniem, bo z tym klubem łączy go trudna relacja (zarówno sportowa, jak i ta związana z ojcem). Wszystko to zaprocentowało na boisku oraz w jego wątku. Rozmowa przy linii bocznej z Tedem przypomniała, za co lubimy ten serial. Tytułowy bohater swoimi mądrymi słowami dowartościował i podniósł na duchu zawodnika. To właśnie dzięki niemu Tartt błyszczał w tym meczu. I nie trzeba było nawet w tym celu pokazać gola, którego zdobył. Jamie znowu był sobą, a kibice przeciwnej drużyny to również docenili. Jedna z lepszych scen tego sezonu, a może i serialu. Twórcy postarali się, aby ten mecz z Man City przyniósł też emocje sportowe. Zobaczyliśmy więcej akcji na polu gry, kilka ciekawych podań oraz wiele obron zamaskowanego „Van Damme’a”. Solidnie popracowano nad efektami wizualnymi, więc bez problemu można było wczuć się w mecz i stadionową atmosferę. A do tego przyszykowano piłkarskim kibicom świetną niespodziankę, bo gościnny występ zaliczył trener Man City - Pep Guardiola. Nie jest pierwszą znaną osobą z piłkarskiego świata, która wystąpiła w serialu – wcześniej pojawili się m.in. Thierry Henry i sędzia Mike Dean. Nawet Jose Mourinho zagrał w reklamie z Jasonem Sudeikisem jako Tedem. Ale jednak to Guardiola zostanie najbardziej zapamiętany, nawet jeśli trochę nie był sobą w tej scenie.
fot. Apple TV+
Dużo czasu poświęcono w tym odcinku Jamiemu. Było przy nim sporo humoru – od jego komicznego załamania nerwowego po wizytę w domu, gdzie spotkał się z matką. Tak skupiał uwagę widzów, że przyćmił wątek Roya i Keeley, choć odegrali dużą rolę w tych komediowych momentach, jak z tymi plakatami na ścianie. W 3. sezonie twórcy raczej oszczędnie wykorzystywali tę postać, ale tak naprawdę już teraz można powiedzieć, że jest jego cichym bohaterem. Przeszedł w serialu największą przemianę. Jego wątek najbardziej satysfakcjonuje, a w najnowszym epizodzie miał swoją kumulację. To jeszcze nie koniec, ponieważ pozostała jeszcze jedna kwestia do rozwiązania. Chodzi o ojca, którego nie było na meczu, ale znajdował się w innym miejscu, ciesząc się z sukcesu syna. Ciekawe, gdzie przebywa. Jak twórcy zamkną tę emocjonalną historię? Odcinek zatytułowano Mom City. To sprytna gra słów, która pokazuje, że głównym motywem w historii były matki. Poznaliśmy wesołą, troskliwą i trochę przesadnie czułą mamę Jamiego, ale też mamę Teda. Becky Ann Baker świetnie spisała się w tej roli, dodając epizodowi sporo ciepła. Zaskoczyła pozytywnie. Jednak to końcówka wywołała największe emocje, gdy Ted skonfrontował się z matką, wyrzucając z siebie wszystkie pretensje. Niespodziewanie główny bohater bardzo surowo potraktował swoją rodzicielkę. Przez moment można było odnieść wrażenie, że przebieg tej rozmowy może nie przynieść happy endu, ponieważ był aż tak intensywny. Ale jak to bywa w tym serialu, wszystko skończyło się dobrze, a widzowie mogli odetchnąć z ulgą, że i tym razem udało się naprawić relację między bohaterami.
fot. Apple TV+
+1 więcej
Duże wątpliwości wzbudza wątek Nate’a, który najprawdopodobniej powróci do AFC Richmond. Twórcy poprowadzili go nieumiejętnie i całkowicie bezsensownie. Bohater nie poniósł żadnych konsekwencji za zdradę drużyny i obrazę Teda, a do tego odnosił sukcesy z West Ham, znalazł dziewczynę, a teraz piłkarze jeszcze proszą go, żeby pomógł im w ostatniej kolejce. Tylko w czym? Przecież klub wygrał 16 meczów i ma szansę na mistrzostwo, więc radzi sobie całkiem nieźle. Przez cały odcinek przewijał się temat „drugiej szansy”. Postacie mówiły o niej w przemyślany i czasem zabawny sposób. Twórcy potrafili przekonać widzów, że przebaczanie Nate’owi to właściwa droga, choć pozbawiona logiki i realizmu. Dużo dała scena z Beardem – opowiedział o swojej burzliwej relacji z Tedem, który okazał mu dobro w przeszłości, co zmieniło jego życie. Brodacz zawsze był enigmatyczną postacią, ale tym monologiem wiele wyjaśnił. Jedenasty odcinek Teda Lasso był znakomity, ponieważ wszystko tu zagrało. Choć trwał ponad godzinę, to nie odczuwało się, że się dłuży, bo każda scena była dopracowana i miała jakiś cel. A wszystko to w lekkim, humorystycznym tonie, w którym nie brakowało sporych emocji. Epizod zakończył się cliffhangerem, który nie był tu potrzebny, bo łatwo się domyślić dokąd ta historia prowadzi. Natomiast nie ma już obaw o ostatni odcinek, ponieważ twórcy na koniec sezonu wznoszą się znowu na wyżyny. W spokoju będziemy czekać na finał, w którym dojdzie do ostatecznych rozstrzygnięć!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj