Mamy ciut humoru, zwłaszcza w interakcjach międzyludzkich nowo narodzonego, ale w pełni dorosłego Jacka, syna Lucyfera. Łuta napięcia – gdy niektórzy reagowali zbyt pochopnie, a inni okazywali się zbyt ufni. Trochę dramy, w której celował Dean Winchester z właściwą sobie siłą przekonania. Mnóstwo smutku towarzyszącego pożegnaniu z Castielem, który – jak wiemy, tak czy inaczej powróci, co nieco ów smutek koiło (nam, widzom, nie braciom Winchesterom, nieświadomym dalszego scenariusza). Kilka niegłupich tekstów, nienajgorsze efekty specjalne, a jako bonus – Nothing else matters Metallici towarzyszące początkowi odcinka. Jedynie „potwory” nie dopisały, bo anioły jak zwykle okazały się irytujące, zadufane w sobie i nie najmądrzejsze. I naprawdę nieładnie jest wypisywać „bitch” na brudnej szybie Impali. Do tytułu odcinka Lost and found nawiązano w zabawny sposób, ubierając Jacka, wędrującego po okolicy w stroju Adama (i przesłanianego w strategicznych miejscach dzięki przemyślanym ujęciom) w ciuchy z biura „rzeczy znalezionych” na miejscowym komisariacie. Jack Kline, nowa postać w panteonie Nie z tego świata zyskała moją natychmiastową sympatię, podobnie jak Sama Winchestera, momentalnie pełnego troski i opiekuńczości wobec - jakby nie było, syna jego największego koszmaru. Tyle, że Jack nie uważa za swojego ojca Lucyfera, a Castiela, opiekującego się jego matką, Kelly Kline, której słowa i rady na dobre zapadły mu w pamięć. Jack bywa lekko przerażający, kiedy nie panuje nad swymi mocami nefilima, ale przez większość czasu wydaje się niewinny jak dziecko (którym jest), skonsternowany i za wszelką cenę usiłujący zrozumieć otaczającą go rzeczywistość. Alexander Calvert świetnie portretuje zagubionego, czasami przyjmującego wszystko dosłownie, a czasami niepojmującego najprostszych rzeczy, młodziutkiego nefilima, o którym wciąż nie wiemy, czy okaże się zły czy dobry, ale trzymamy kciuki za to ostatnie. W przeciwieństwie do Deana Winchestera, jednoznacznie przekonanego, że Jack dobry być nie może. Bowiem Dean z początku sezonu trzynastego, który za jednym zamachem stracił najlepszego przyjaciela i matkę (a przynajmniej tak sądzi) jest zdruzgotany, w ciężkiej żałobie i bez żadnej nadziei na przyszłość. Jego modlitwa do Boga zdaje się jedynie krzykiem rozpaczy, a zgoda na „zaopiekowanie się” Jackiem – próbą zmniejszenia przyszłych strat. Nietypowo jak na standardy Nie z tego świata, w Lost and found zostawiono przy życiu dwie sympatyczne postacie z drugiego planu. Specjalny ukłon dla scenarzystów za zastosowanie krótkiej retrospekcji pod koniec odcinka, dzięki czemu dowiedzieliśmy się, dlaczego Dean wcześniej rozkrwawił sobie rękę, a także za ciekawe podbicie napięcia pomiędzy chwilą, gdy Jack wyznał, że jest głodny, a zniknięciem młodzieńca, z którym rozmawiał i śmiechem za zamkniętymi drzwiami. Wielu zastanawiało się, czy będziemy mieli do czynienia z pizzą na wynos czy aktem kanibalizmu?
Nie zapomniano również o świecie alternatywnym, w którym znaleźli się Mary Winchester i Lucyfer. Końcowa scenka była króciutka, ale istotna. Dająca nadzieję na to, że Dean zbyt pochopnie uznał matkę za zmarłą. Znając wzajemne oddanie Winchesterów, Lucyfer nie jest tak pochopny, by nie zostawić sobie furtki ucieczki. Dobry początek sezonu Supernatural nie jest taki zły.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj