Po sukcesie Wikingów kanał History rozpoczął poszukiwania nowej produkcji, która mogłaby powtórzyć ten wyczyn. Z pomocą przyszedł Jeremy Renner z serialem Templariusze, którego jest producentem.
Akcja serialu rozpoczyna się podczas finałowej walki o Akkę, ostatniego bastionu templariuszy w Ziemi Świętej, która odbyła się w 1209 roku, Podczas tej batalii rycerze muszą się wycofać. W trakcie ucieczki tracą jedną ze swoich największych relikwii, jaką jest Święty Graal. Wiele lat później, a dokładnie w 1306 roku, pojawiają się informację, że Graal został odnaleziony. Jednak czy jest to prawda? A może jedynie pułapka mająca na celu zgładzenie resztek Templariuszy, którzy jeszcze zostali. Landry (
Tom Cullen) wraz ze swoimi „braćmi” ma zamiar to właśnie sprawdzić. Jest on bowiem przekonany, że porażka, jaką doznali w Akce, została spowodowana czyjąś zdradą. Może tak być, że ta osoba jest wśród nich.
Charakterystyczną cechą wszystkich produkcji History jest to, że łączą one fikcję z prawdziwymi wydarzeniami historycznymi. Tak jest i teraz. Dowiemy się w nim o bitwach toczonych w Ziemi Świętej, konflikcie z królem Francji oraz tajemniczych okolicznościach, które doprowadziły do ostatecznego upadku zakonu w piątek - 13 października 1307 roku.
Twórcy
Templariuszy w swojej produkcji postawili sobie za cel pokazanie rycerzy wykazujących się męstwem, lojalnością i walecznością, którzy z biegiem czasu zaczynają tracić wiarę w swoje przekonania. By tę opowieść uatrakcyjnić, dodano wątki polityczne, które rozgrywają się na dworze królewskim. Walka o wpływy i koronę dodaje dodatkowej pikanterii. Co ciekawe twórcy nie uciekają od tematu wojen na tle religijnym. Już w pierwszym odcinku dostajemy krwawe starcie pomiędzy chrześcijanami a żydami. I chyba ten aspekt odróżnia serial Dona Handfielda i Richarda Raynera od
The Borgias czy
The Tudors. Nie skupiamy się w nim na jednym bohaterze. Mamy ich tu kilku i każdy z nich ciągnie historię w swoją stronę. Jest to chyba wymyślone tak, by każdy z widzów mógł znaleźć jakąś postać, z którą się utożsamia.
Templariusze stoją gdzieś pomiędzy
Spartacus: Blood and Sand a
Vikings. Sposób prowadzenia opowieści przypomina bardzo serial o nordyckich wojownikach, ale za to poziom brutalności i bryzgającej wszędzie krwi przywołuje zmagania rzymskiego niewolnika. Oglądałem dwie wersje pilotowego odcinka. Pierwszą w połowie roku i była ona fabularnie bardzo zbliżona do tego, co możemy teraz oglądać na HBO, ale z dużo uboższymi efektami specjalnymi. Najwidoczniej twórcy też nie byli zadowoleni z tego, co zobaczyli na dużym ekranie, bo postanowili skierować odcinek do poprawy. Druga wersja jest już pod tym względem dużo lepsza. W odróżnieniu od rodzimych twórców pracujących nad
Belle Epoque, Amerykanie nie bali się dodawać filtrów, by wszystko wydawało się brudniejsze i przez to bardziej rzeczywiste. Nie jestem znawcą tematu, jeśli chodzi o ten wycinek historii, więc nie mogę ocenić, czy wszystkie części ubioru lub broń, którą posługują się tytułowi templariusze są zgodne z epoką, za to jako laik mogę powiedzieć, że pod względem wizualnym serial prezentuje się dobrze. Widz nie będzie miał wrażenie, że ogląda coś z niskim budżetem.
Nie wiem, czy historia, jaką zaczęto opowiadać, ma potencjał na kilka sezonów. Na jeden na pewno. Zwłaszcza przez wzgląd na fajnie napisane i zagrane postaci. Tom Cullen jako Landry i
Simon Merrells jako Tancrede tworzą fajny duet. W dialogach, jakie między sobą toczą, czuć, ten kumpelski klimat.
Jednego jestem jednak pewien. Nie powtórzy on ani sukcesu
Wikingów, ani
Game of Thrones. Będzie raczej taką zapchajdziurą w oczekiwaniu na kolejne sezony tamtych produkcji.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h